anuluj
Pokazywanie wyników dla 
Zamiast tego wyszukaj 
Czy miało to oznaczać: 

Dołącz teraz - stań się częścią naszej społeczności!

Filtry polaryzacyjne

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Użytkownik

Filtry polaryzacyjne

Zapewne słyszała o nich większość fotografujących. Ale ilu tak naprawdę zainteresowało się nimi na poważnie? Jednak obecność gwintu na końcu obiektywu, to dla nas znak zaproszenia od producenta aparatu (obiektywu), abyśmy wstąpili do klubu o piętro wyżej. Bo tam, piętro wyżej, każdy fotografujący już wie, do czego przeznaczony jest ten gwint i wie, co zrobić, gdy poczuje smak na lepsze zdjęcia.

 

To szkiełko, które w postaci filtra polaryzacyjnego wkręcamy do obiektywu, pomoże nam przenieść się do Krainy Lepszego Koloru. I albo błękit nieba stanie się bardziej intensywny i lepiej będą widoczne na jego tle chmury, albo matrycę naszego aparatu przestanie niepokoić światło odbite od tafli jeziora. Albo będziemy mogli sfotografować ryby w wodzie, albo płatki kwiatów i liście nabiorą lepszych barw, albo szyby w oknach domów nie będą psuć kadru przypadkowymi odblaskami.

 

A_1-2.

A_1-2.jpg

Przykład, gdy filtr polaryzacyjny (zdjęcie dolne) przyciemnia błękit nieba, poprawia widoczność chmur, ociepla barwy zieleni, a przede wszystkim niweluje sporą połać odblasków występujących na tafli stawu. To samo wyżej jest bez polaryzacji.

 

Trzy lata temu zamieściłem na stronie Społeczności Sony wpis, w którym opowiedziałem o moich foto-wędrówkach z filtrem polaryzacyjnym i dodałem garść zdjęć: https://community.sony.pl/t5/porady-foto-i-wideo/tajemnica-obiektywu-lustrzanki/td-p/2321476

 

I zasadniczo od tamtej pory do dziś nic się w tym temacie nie zmieniło. Ale, że tamten wpis nie tkwi na pierwszej stronie, to uznałem, że nowi początkujący, zaglądający do Społeczności Sony, powinni otrzymać kolejną dawkę podstawowej wiedzy. Ale oczywiście oprócz moich wpisów, o praktycznym zastosowaniu filtrów powstało w Internecie bardzo wiele publikacji. Bardzo dobrych publikacji, autorstwa profesjonalistów. Pomyślałem sobie jednak, że tu na forum Społeczności i ja przyłożę się w tym temacie ze swoim słowem, bazując na własnym amatorskim doświadczeniu.

 

B_1-2

B_1-2.jpg

Filtr (dolne zdjęcie) pogłębił błękit nieba, uwydatnił kształt chmur, rozjaśnił zieleń trawnika i drzew, a także przyciemnił kolor dachu budynku.

 

Pomysły na wpisy przychodzą mi do głowy spontanicznie, gdy coś się gdzieś dzieje, co szczególnie zwraca moją uwagę. I tak na przykład, gdy spotykam na swojej drodze gościa fotografującego krajobraz wypasionym sprzętem za kilka ładnych tysięcy, a bez filtra polaryzacyjnego, to mu się dziwię. Przecież tak fotografować można kompaktem za mniej niż tysiąc. Czyżby niektórzy bardziej woleli mieć, niż być? Ale nie mogę wykluczyć, że ten gość dopiero się uczył i wstąpienie do klubu na wyższe piętro ma jeszcze przed sobą. I ja mu tego życzę.

 

Ale są zapewne i tacy nowicjusze, którzy mają jasno określoną ścieżkę swojego hobby, a brakuje im jedynie czyjejś zachęty. Bo, jeżeli ktoś chce się skupić na fotografowaniu gości na imieninach cioci, to prawdopodobnie filtr polaryzacyjny nie będzie mu potrzebny. Ale w plenerach (spacery, wycieczki, wakacje, urlopy, zwiedzanie) wszędzie gdzieś tam, znajdzie się dla niego zastosowanie.

 

C_1-2

C_1-2.jpg

Typowy efekt filtra polaryzacyjnego (dolne zdjęcie): przyciemnione niebo, uwypuklone chmury, bardziej nasycone kolory kwiatów i zieleni. Odcięcie subtelnej „zimnej” dominanty pochodzącej z błękitu nieba powoduje „ocieplenie” widoku.

 

Najpopularniejszym obecnie typem filtrów polaryzacyjnych (sądząc z ilości ofert na rynku), przeznaczonych dla aparatów z autofokusem, są filtry kołowe, niezakłócające (odmiennie niż filtry liniowe) automatyki pomiarowej aparatów. I na kołowych się skupię.

 

Ale o aspekcie zakłóconej współpracy filtra liniowego z automatyką pomiarową aparatu, piszę jedynie na podstawie informacji przeczytanych. Osobiście bowiem nie doświadczyłem żadnych zakłóceń, jako, że nigdy żadnego z filtrów liniowych z moją lustrzanką nie używałem.

 

Warto zatem zwrócić uwagę na efekt działania kołowych filtrów polaryzacyjnych. Zależy on nie tylko od tego, jak obrócimy pierścień ze szkłem filtrującym, ale także od kąta padania promieni słońca (lub innego źródła światła). Najlepszy efekt można osiągnąć fotografując (jak podaje teoria) pod kątem 90 st. w stosunku do źródła światła. Niestety krajobrazów względem słońca ustawiać sobie nie możemy, choć dla efektu polaryzacji byłoby zapewne najlepiej, gdybyśmy słońce mieli po naszej lewej, lub prawej ręce. A gdy chcemy pozbyć się odbić od powierzchni zbiornika wodnego, lub od szyb w oknach, najlepiej, jeśli ich płaszczyzny będą ustawione skośnie (optimum 45 st). Wyraźnie to widać na dolnym zdjęciu zestawu A_1-2. Odbicie nieba w wodzie najsilniej tłumione jest w dolnej części kadru, czyli tam, gdzie nasz obiektyw widzi taflę wody pod kątem zbliżonym do optimum. Tłumienie odblasków na dalszym planie jest już mniej skuteczne.

 

Ale z doświadczenia wiem, że nie zawsze mamy takie super warunki, więc często trzeba zaakceptować takie, jakie zastajemy na miejscu. A poza tym, kto w terenie mierzy te kąty? I trzy pierwsze obrazy, te z widokiem nieba, użyte w niniejszej prezentacji są też tego dowodem, jako, że słońce podczas fotografowania miałem nieco skośnie za plecami, a nie z boku. Ale efekt polaryzacji i tak widać. Co tylko potwierdza dewizę, że fotografia jest sztuką kompromisu.

Niezłym przykładem owego kąta 90 st. jest poniższe zdjęcie nieba nad szczytem Mont Blanc.

 

D_1

D_1.jpg

Mont Blanc. Godz. 11.05. Słońce mam po mojej lewej stronie, ale lekko przede mną. Najbardziej pogłębiony błękit nieba widać w górnej, prawej części widoku. Tak na lewo, jak i niżej, intensywność błękitu zmniejsza się.

 

I jeszcze uwaga mająca w tle meteorologię. Otóż błękit nieba oraz postrzeganie kształtu chmur, po części zależne są także od typu pogody, a głównie od ciśnienia atmosferycznego w miejscu fotografowania oraz pochodzenia mas powietrza. Im ciśnienie wyższe, tym mniej pary wodnej w powietrzu, a to oznacza, że błękit nieba będzie głębszy sam z siebie (mniej rozproszonego światła), a jednocześnie chmury kłębiaste będą bardziej zwarte, a ich kontury będą wyraźne, przy czym powyżej pewnego poziomu ciśnienia chmury i obłoki wręcz znikają. W tych przypadkach błękit nieba potraktowany filtrem będzie szedł w kierunku szafiru, a nawet jasnego granatu, co pięknie wyrysowane chmury (jeżeli są) ukaże wręcz bajkowo. Inaczej niż przy ciśnieniu niższym, gdzie błękit nieba będzie szedł w kierunku mlecznych zabarwień, a chmury kłębiaste będą na brzegach nieco postrzępione, bez wyraźnych konturów. W tym przypadku wszystko będzie takie nieco rozmyte, wyblakłe i filtr oczywiście zadziała, ale na innym poziomie efektów. Piszę o tym, aby ktoś, mając ogromne oczekiwania, uniknął narzekania na „słaby” filtr polaryzacyjny, bo zakładam, że kupi dobry.

 

E_1-2

E_1-2.jpg

Na dolnym zdjęciu filtr polaryzacyjny zlikwidował (widoczne na zdjęciu górnym) odblaski na kwiatach i liściach azalii i jednocześnie nasycił ich kolory.

 

I „w tak pięknych okolicznościach przyrody” (cyt. z filmu „Rejs”) najsmutniejszą wiadomością jest to, że dobre filtry polaryzacyjne niestety, nie są tanie. Ale jednocześnie pocieszające jest to, że mamy wybór. Jednakże filtry kołowe, takie za 30-40 PLN, rodem nie wiadomo skąd, omijałbym bardzo szerokim łukiem.

 

F_1-2

F_1-2.jpg

Płytki staw parkowy. Dolne zdjęcie (spolaryzowane) przy słonecznej pogodzie pozwala wyraźnie obserwować kijanki pływające przy dnie. Natomiast to wyższe (bez polaryzacji) wykazuje wyraźne odblaski nieba oraz odbity obraz gałęzi pobliskiego drzewa. 

 

Co do zasady konstrukcji, filtry wykonywane są z zastosowaniem wielu warstw nałożonych na szkło, które mają przeróżne cele. Nie będę tu przytaczał szczegółów, bo tym chwalą się już producenci. Głównym celem filtra jest odcięcie promieni światła padających pod pewnym kątem. I to właśnie te promienie mogłyby być na naszych zdjęciach odblaskowym „śmieciem”, który szpeci, lub obniża efekt koloru. Warstwy, które są za to odpowiedzialne, są w zasadzie najważniejsze i sztuką jest wykonać takie, które jednocześnie będą trwałe, będą pracowały neutralnie, równomiernie i najmniej zatrzymają światła. A obniżenie ekspozycji jest właśnie ceną za podwyższoną jakość obrazu. Niektórzy fotografowie określają to, jako wadę filtrów. Ale skoro za tę cenę otrzymamy piękniejszy obraz, tak na zasadzie: coś, za coś, to nie upierałbym się, że to jednak wada. To tylko właściwość polaryzacji, która odcina tę „złą” część szpecącego światła.  Przyjmuje się, że filtry polaryzacyjne obniżają ekspozycję o ok. 1-2 EV (niektórzy podają ten zakres, jako 1,5-2,5 EV). Jest to parametr pozycjonujący markę i model w rankingu filtrów, ponieważ w testach transmisja światła jest brana pod uwagę, jako bardzo ważny wskaźnik porównawczy. Ale akurat z takim ubytkiem współczesne aparaty poradzą sobie bez problemu. I znowu powraca maksyma, że fotografia jest sztuką kompromisu.

 

Poza tym filtry pokrywane bywają specjalnymi warstwami antyrefleksyjnymi i ochronnymi. Te drugie umożliwiają łatwiejsze utrzymanie czystości filtra tak, aby zabrudzenia osadzały się trudniej (właściwości hydrofobowe, przeciw-tłuszczowe i antystatyczne). Ale to już bywają cechy filtrów topowych marek. Choć niezależnie od tego, każdy powinien i tak posiadać w torbie ściereczkę, lub pędzelek do czyszczenia optyki (patrz: wpis „Pogadanka o higienie”). Jednakże, być może używając lepszych filtrów, będzie po nie rzadziej sięgał.

 

I dlatego generalnie dobre filtry muszą kosztować. To trochę tak, jak z obiektywami.

 

F_3

F_3.jpg

Przykład użycia filtra polaryzacyjnego. Zdjęcie stawu wykonywałem w Arboretum w Rogowie, przed paru laty. Ryby i dno widać doskonale. W zasadzie, gdyby nie jasny listek i łodygi w lewej części kadru, trudno byłoby dostrzec, gdzie znajduje się powierzchnia wody. Polaryzacja sprawiła, że obraz łudząco wygląda tak, jakby obiektyw zanurzony był w wodzie (zdjęcia bez polaryzacji wtedy nie wykonałem).

 

Niektóre renomowane marki mają w swojej ofercie filtry kołowe na kilku poziomach cenowych. Przyjmuję to, jako rozsądną ofertę, bo dobra marka gwarantuje zasadniczo jakość wykonania, ale różnice funkcjonalne pomiędzy tymi poziomami cen biorą się głównie z tego, że filtry, poza tą główną funkcją, różnią się zawartością dodatkowych warstw. Te tańsze, których ceny sięgają ok. stu PLN, określane bywają, jako filtry dla początkujących fotoamatorów. Kuszą więc niższą ceną, jako że są ubożej wyposażone, bo te z następnego, średniego szczebla sięgają dobrych stu kilkudziesięciu PLN.

Moim zdaniem, jeżeli ktoś jest pasjonatem fotografowania i poważnie je traktuje, to nie warto, aby wybierał ten poziom najtańszy niejako „na próbę” – i najlepiej, aby sięgnął od razu do wyższego. Pamiętać przy tym trzeba, że cena filtra zależna jest także od jego rozmiaru. I już tylko od zasobności kieszeni oraz fotograficznych aspiracji zależy, czy ten wyższy szczebel drabiny jakościowej okaże się w rankingu cenowym danej marki poziomem średnim, czy najwyższym. Bo w tym ostatnim ceny wyrastają powyżej 200 PLN, a zbliżają się (zależnie od marki i rozmiaru filtra) nawet do granicy 400 PLN.

 

Są jednakże i marki, których ceny od razu szybują w kosmos, ale nie będę się w to zagłębiał, bo celem niniejszego wpisu nie jest przecież analiza rynku, a przybliżenie tematu fotoamatorom.

Takie, moim subiektywnym zdaniem, optymalne dla fotoamatorów marki filtrów kołowych, to Hoya i Marumi. W ich ofercie zauważyłem pewne optymalne spasowanie wysokiej jakości i stosownej ceny oraz dobrą pozycję w testach. A mam na myśli normalne zastosowania amatorskie, bo zawodowcy zapewne mają inne kalkulacje, choć jedni i drudzy dążą przecież do tego samego celu: lepsze zdjęcia. Oczywiście światowy rynek filtrów jest ogromny i wymienione marki to tylko jego część, a wiele tych innych bardzo dobrze wypada w testach. No i pamiętać trzeba, że technologia nie stoi w miejscu, a producenci dobrze przyglądają się poczynaniom konkurencji i wciąż usiłują udoskonalać swoje produkty.

 

Ponadto, zazwyczaj każda z marek aparatów fotograficznych ma w swojej ofercie także i filtry polaryzacyjne. Ale tak się dziwnie składa, że (w mojej subiektywnej opinii) bywają bardzo drogie, co wielu fotoamatorów może mocno zniechęcać do ich zakupu. Ale to już kwestia prywatnego budżetu, czy cena za filtr rzędu 600-800 PLN jest akceptowalna. O wyższych cenach już nie wspominam.

 

I jeszcze wtrącę coś o rozmiarach filtrów. Ich rozmiar jest odniesiony do rozmiaru gwintu na końcu obiektywu. A każdy obiektyw przy przedniej soczewce ma nadrukowany rozmiar w milimetrach. I to jest, jak widać, proste. Problem zaczyna się wtedy, gdy mamy kilka obiektywów, z których każdy ma inny rozmiar gwintu. Można oczywiście kupić filtry osobno dla każdego rozmiaru, ale to rozwiązanie jest najdroższe. Czy jest to wadą, jak utrzymują niektórzy, wymaga rozważenia racji. Tańszym oczywiście rozwiązaniem jest kupić jeden filtr na rozmiar największy oraz odpowiednie rozmiarowo pierścienie redukcyjne. Pierścienie są zakupem za kilka, kilkanaście PLN, choć widziałem i droższe. Jest to więc rozwiązanie tańsze niż kupowanie paru filtrów. Ale bazując na własnym doświadczeniu, raczej nie powiedziałbym, że wygodniejsze, bo przy każdej zmianie obiektywu, trzeba dokonywać kilku dodatkowych operacji wkręcania-wykręcania filtra, a może i redukcji. To w warunkach „polowych” dodatkowe czynności opóźniające, a czasem dla filtra potencjalnie groźne. Ja postawiłem na zakup dwóch rozmiarów filtrów (62 mm i 55 mm) i każdy z nich tkwi na obiektywie w natychmiastowej gotowości. Także na tym, który aktualnie trzymam w torbie. Odpada mi też martwienie się o poszerzony redukcją koniec mniejszego obiektywu, aby o coś nie zaczepił. A także nie obawiam się o przypadkowe upuszczenie filtra. I to są problemy, które każdy musi rozwiązać sam, mając na uwadze swoje cele i zasobność kieszeni.

 

G_1-2

G_1-2.jpg

Użycie filtra (dolne zdjęcie) zniwelowało odblaski na szybach okien. Uwagi obserwatora już nie rozprasza obraz na szybach, co pozwala skupić się na architekturze.

 

Warto też pamiętać, że filtry trzeba chronić. W każdy możliwy sposób i przy każdej okazji. Ich warstwy są delikatne, a dobry filtr sporo kosztuje. Szkoda go uszkodzić i w efekcie stracić.

 

Poruszając się po lesie, czy wśród tłumów turystów, nie trudno o kolizję. Dlatego podczas foto-spaceru na obiektywie stale noszę osłonę przeciwsłoneczną. Bo oprócz swojej funkcji głównej, jest ona u mnie także solidną osłoną mechaniczną dla obiektywu, swoistą tarczą chroniącą przednią soczewkę, lub filtr. Zalecam to wszystkim foto-łazikom. Pierścienie filtrów mając gwint po obu stronach, umożliwiają w gwincie zewnętrznym osadzanie na obiektywie dekielka przedniego, dzięki czemu zabezpieczając obiektyw podczas spaceru, albo chowając aparat do torby, nie musimy demontować filtra.

 

Ale po odkręceniu, filtr trzeba przechowywać, albo w dedykowanym firmowym pudełeczku, albo zastosować jakieś inne etui, które jednocześnie będzie i sztywne mechaniczne, i wewnątrz nie będzie ocierało szkiełka. Woreczki to raczej słabe zabezpieczenie, a kieszeń ubrania, to dla filtra zdecydowanie złe miejsce. Jeżeli producent nie wyposażył filtra z dedykowane opakowanie ochronne, to już lepsze jest jakieś cienkie pudełeczko po kremie wyklejone czymś miękkim (np. cienką gąbką), niż nic.

 

I jest jeszcze jeden aspekt bezpieczeństwa. Otóż, nie ulega wątpliwości, że zdecydowanie droższe od samego filtra polaryzacyjnego są soczewki obiektywu. Ostatecznie, gdyby filtr został w trakcie fotografowania, lub przemieszczania się fotografa, uszkodzony (np. zarysowany, lub gdyby pękło jego szkło), to z dwojga złego lepiej, jeśli uszkodzeniu ulegnie filtr, niż obiektyw. Filtr łatwiej jest zastąpić następnym. Z obiektywem jest gorzej. W świetle tego rozważania uzasadnionym jest traktować filtr, jako dodatkowe zabezpieczenie obiektywu.

 

I na koniec jeszcze jedna drobna uwaga. Filtrów polaryzacyjnych nie da się zastąpić żadną techniką komputerową podczas post-produkcji. Ten „cud” ze światłem musi odbywać się podczas sesji. Zabrzmi to więc może, jak slogan reklamowy, ale: każdy fotograf krajobrazowy taki filtr powinien posiadać.

Przy czym nie zawężałbym pojęcia „fotograf krajobrazowy” jedynie do fotografowania gór i dolin, lub wschodów, czy zachodów słońca. To pojęcie znacznie szersze. W zasadzie każdy, kto fotografuje na wakacjach, na urlopie, na wycieczkach - fotografując piękno Przyrody, a także zwiedzając gdzieś miasta, a w nich architekturę, lub parki, jest właśnie Fotografem Krajobrazowym.

H_1

 

H_1.jpg

 

Szczyt Mont Blanc. Godzina 10.45. Obiektyw Sony 75-300 swoim wąskim kątem i z pomocą filtra polaryzacyjnego pięknie wymalował granat nieba.

 

Fotografowałem przy użyciu:

Sony ILCA-68

Obiektyw Sony DT 18-135

Obiektyw Tamron DT 18-200 (tylko zdjęcie F_1-2)

Filtr polaryzacyjny Marumi 62 mm DHG Super Circular PL.D

Obiektyw Sony 75-300 (tylko zdjęcie H_1)

Filtr polaryzacyjny Marumi 55 mm DHG Super Circular PL.D

5 ODPOW. 5
profile.country.PL.title
Lajam.
Expert

Dobra robota @Mar_Jan 


Hehe, dawno też pisałem o polaryzacyjnych, choć troszkę w innym kontekście, jednak nie poniosło mnie aż tak 😉

https://community.sony.pl/t5/aparaty-cyber-shot/hx300-i-wspolpraca-z-filtrami/m-p/1283004#M3260

 

Pozwolę się jednak nie zgodzić co do stwierdzenia, że "filtrów polaryzacyjnych nie da się zastąpić żadną techniką obróbki" - otóż, to stwierdzenie ma wg mnie zastosowanie wyłącznie do likwidacji odblasków z fotografowanych powierzchni - np. szyb, czy karoserii auta (choć dziś już są tak zaawansowani graficy, że dają radę ze wszystkim, oczywiście kosztuje to znacznie więcej czasu niż użycie filtra).  Drugi i trzeci przykład z Twojego poradnika są bardzo łatwe do "zrobienia" - nie ma tam bowiem kluczowych elementów, które eliminuje polar.

 

Należałoby też dodać, że filtry polaryzacyjne słabo spisują się z obiektywami ultraszerokokątnymi. Kąt widzenia obiektywu jest bowiem szerszy niż kąt działania filtra. Czasem można zaobserwować takie zdjęcia gdzie mamy ciemniejszą plamę na niebie w centrum, a jaśniej w rogach kadru - wg mnie używanie polara z tak szerokim kątem jest błędem.

 

Pamiętajmy też, że często lekka zmiana kąta, pod którym robimy zdjęcie, spowoduje że działanie filtra polaryzacyjnego będzie widoczne w bardzo niewielkim stopniu. Ja w zasadzie zrezygnowałem z niego w codziennej i wakacyjnej fotografii bo odsetek zdjęć w którym polar by mi się przydał, wynosi około 3-5% ogólnej liczby klatek. 

 

Pozdrowienia!

 

 

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Użytkownik

Witam @Lajam. !

Zgadzam się z Twoją uwagą o zastępowaniu polara Photoshopem (?), bo chyba PS miałeś na myśli. Ale, o ile zawodowi graficy kombinują z dobrym skutkiem w kwestii odblasków, to jednak nie jest to chyba propozycja dla amatorów. A zauważ, że mój wpis kieruję do początkujących fotoamatorów, a nie do starych wyjadaczy.

 

Natomiast, co do drugiego i trzeciego przykładu zdjęciowego masz rację, że jest to do „zrobienia”. I ja z tym także dałbym sobie radę, tyle, że to wymagałoby subtelnej zabawy na krzywych tonalnych i w określonych obszarach kadru. Ot, takie trochę przemalowywanie świata, pasujące do filozofii Photoshopa, a nie dla purystów nawykłych tylko do zwykłego edytora korekcyjnego. I ja tego z PS nikomu nie proponowałbym. I znowu nie jest to chyba propozycja dla amatorów. A poza tym, zaznaczyłem w tekście, że nie każda pozycja względem fotografowanego obiektu, w aspekcie kierunku padania światła, daje optymalne warunki polaryzacji. I podałem, jako przykład te trzy pierwsze zdjęcia z niebem. Raz jest lepiej, raz gorzej i na tym polega sztuka kompromisu. Jako fotoamator nie preferuję zasady wszystko, albo nic.

 

Masz rację w kwestii obiektywów ultra szerokokątnych. Fakt, ten wątek umknął mi, ale już na początku tekstu zaznaczyłem, że to, co piszę o praktycznym zastosowaniu filtrów, opieram o swoje własne doświadczenie. A z posiadanym przeze mnie obiektywem Samyang 10 mm, f/2.8, nie używam filtrów, bo nie jest on nawet przystosowany do ich zakładania. I słusznie.

A co do celów zastosowań filtrów polaryzacyjnych w ogóle, to każdy doświadczony fotograf ma swoje preferencje, a tych, ja nie komentuję.

 

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

profile.country.PL.title
photo__music
Użytkownik

Zawodowi graficy potrafią symulować filtr polaryzacyjny???

Bzdura!

Może takiego za 35zł,ale na pewno już nie za 450zł

Filtr polaryzacyjny przede wszystkim nasyca kolory w sposób niemożliwy do uzyskania w postprodukcji.

Liście i ogólnie zieleń bardzo zyskuje z filtrem polaryzacyjnym

Spotkałem się gdzieś z twierdzeniem,że nie da się zastąpić tylko filtra polaryzacyjnego.

Ale lista niezastąpionych filtrów jest o wiele dłuższa

 

profile.country.PL.title
Lajam.
Expert


@photo__music  napisał(a):

Zawodowi graficy potrafią symulować filtr polaryzacyjny???

Bzdura!

Może takiego za 35zł,ale na pewno już nie za 450zł

 


No to zdecyduj się czy bzdura, czy nie. Tani symulować może, a drogiego nie może. 🤣

 

 

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Użytkownik

@photo__music 

Też już się spotkałem z opinią zawodowego fotografa, że filtr polaryzacyjny, co do zasady, jest niezastępowalny. Jako praktyk, skoro już filtr mam, to nawet nie zastanawiam się, czym go zastąpić, tylko go używam i z efektem takim, jak światło pozwala.

Ale kol. @Lajam.  ma rację, że w Photoshopie można prawie wszystko. Tylko czy to będzie jeszcze fotografia, czy już malarstwo cyfrowe? Ja bym się nie spierał o to, czy te różne „cuda” są wykonalne i na ile skutecznie. Oczekiwałbym raczej odpowiedzi na pytanie: czy ta proteza ma być propozycją dla fotoamatorów, bo ta dyskusja toczy się pod wpisem przeznaczonym przede wszystkim dla nich?

Pozdrawiam!