anuluj
Pokazywanie wyników dla 
Zamiast tego wyszukaj 
Czy miało to oznaczać: 

Dołącz teraz - stań się częścią naszej społeczności!

Monopod, czyli jak stabilnie stać na jednej nodze

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Monopod, czyli jak stabilnie stać na jednej nodze

[Dedykuję nowicjuszom]

 

Nie odkryłem Ameryki tym, co w następnym akapicie Drogi Czytelniku przeczytasz, ale od czegoś przecież musiałem zacząć.

 

Otóż, statyw, zwany też trójnogiem, lub tripodem, stosowany jest dlatego, że zapewnia aparatowi fotograficznemu trzypunktowe podparcie i, co za tym idzie, stabilność i możliwość wykonania nieporuszonego zdjęcia podczas fotografowania w kiepskich warunkach oświetleniowych, gdy nie zapewniają one dostatecznej ilości światła, aby można było wykonać poprawne zdjęcie z ręki. Zabrzmiało jak szkolna definicja. Wiem. Ale dalej będzie już normalnie.

 

Za czym, jak się w mojej „karierze” fotoamatorskiej okazywało już nie raz, albo statywu nie mogłem użyć, bo gdzieś było to zabronione, albo udawałem się na daleką wycieczkę, gdzie taszczenie ze sobą sporego pakunku (mój statyw znajduje się w specjalnej torbie) nie wchodziło w grę. I prawdopodobnie nie jestem w stanie wyczerpać listy potencjalnych przypadków i okoliczności sprzeciwiających się użyciu statywu.

 

Jaki w takim razie przyrząd jest w stanie dobrze zastąpić trójnóg? Najbardziej logiczną odpowiedzią powinno być: inny trójnóg. W rzeczywistości rozwiązań jest kilka i w zasadzie każde z nich, w jakiś sposób usiłuje zbliżyć się do idei trzech punktów podparcia i każde ma jakieś swoje ograniczenia, bądź wady.

 

Najprostszym jest poszukanie w miejscu fotografowania (w mrocznych okolicznościach sesji), jakiegoś naturalnego punktu oparcia dla aparatu. Czasem będzie to ławka, czasem murek, lub drzewo, czy słup latarni, itp. Ale i taki sposób, co wynika z mojego doświadczenia, nie zapewnia aparatowi przyzwoitej stabilności. Aparat opieramy o jeden punkt, a my sami stojąc na obu naszych własnych nogach, dodajemy dwa punkty podparcia do tego pierwszego. Czyli razem są niby trzy punkty. Ale taka proteza statywu jest niepewna. Zawsze jakoś ręka zadrży, lub poruszy się nasze ciało, ugną się nogi, a poza tym przecież nieustannie oddychamy, a serce pracuje. Oczywiście można dojść po jakimś czasie do pewnej wprawy, ale ideału i tak nie osiągniemy.

 

Użycie, jako alternatywy dla owych murków i słupów, małego miniaturowego statywu o wymiarach kieszonkowych, byłoby zapewne rozwiązaniem w dobrym kierunku, ale mającym jednak wielkie ograniczenie. Wymagałoby bowiem w miejscu fotografowania jakiejś płaskiej poziomej powierzchni, typu płyta kamienna, stolik, itp. – i to na określonej wysokości. Prawdopodobieństwo trafienia w takie warunki nie wydaje się wielkie, choć przypadek nie jest wykluczony.

 

Ale wymyślono monopod. W sumie jest to kij, na którego górnym końcu umocowuje się aparat fotograficzny. Taki klasyczny monopod zapewnia jednak tylko stabilizację wyłącznie na linii pionowej. W bok, do przodu, do tyłu - już nie. Bo my stojąc na nogach właśnie zawsze, mniej lub więcej, jakoś kiwamy się. A jedynym zabezpieczeniem przed obrotem monopodu wraz z aparatem podczas otwarcia migawki jest tylko ręka, czyli sposób dość niepewny.

 

Czytałem kiedyś w jakimś poradniku, że taka dobra „polowa” metoda na stabilizację boczną monopodu polega na tym, że do jego górnej części mocuje się sznurek, który następnie przydeptuje się jedną nogą gdzieś z boku na podłożu, gdzie stoimy. Rozszerzoną odmianą tej wersji jest zastosowanie dłuższego sznurka, który na monopodzie wiążemy tak, że pojawiają się dwa końce sznurka, które przydeptujemy jednocześnie dwiema nogami. Rozwiązanie to bazuje zatem na stworzeniu trójkąta, a w drugiej wersji ostrosłupa, a wierzchołkami są góra monopodu trzymana ręką, punkt oparcia monopodu na podłożu i miejsca przydeptania sznurka nogą (nogami). Konstrukcja ta będzie jednak sztywna tylko w jednej płaszczyźnie (wersja jednosznurkowa) i jedynie przy wywieraniu siły naciągającej sznurek. Pozycja fotografa przy tym wydaje się niemal akrobatyczna, a możliwości wygodnego kadrowania wręcz marne. Nadal nie jest rozwiązany problem kiwania się samego fotografa, a takowe jest nieuniknione, a poza tym nie ma stabilizacji obrotowej. A, że na bezrybiu i rak ryba, to i taka metoda „polowa”, którą nazwałbym metodą MacGyver’a, jest lepsza niż nic, ale nadal z całą pewnością nie jest tym, czego poszukiwałem.

 

Wymyślono wprawdzie odmiany monopodów, które tak na dobrą sprawę są trójnogami, ale i tak nie zapewniają oczekiwanej przeze mnie stabilizacji bocznej. Ich novum polega na dodaniu na dolnym końcu „kija”, trzech małych nóżek rozstawionych co 120 st. Jednak ich przeznaczeniem głównym jest filmowanie, które nie wymaga stuprocentowej sztywnej stabilizacji. W przypadku fotografowania taka konstrukcja dawałaby tylko złudzenie stabilności. Natomiast główny problem, na mój gust, będzie dotyczył bezpieczeństwa aparatu (o wartości nawet kilku tysięcy złotych), który będzie tkwił na kiju o długości półtora metra, na wątłej, małej trzypunktowej podpórce. Mam poważne wątpliwości, czy, i jak często, znajdzie się w terenie tak płaskie i idealnie poziome podłoże, na którym tego akrobatę ustawimy, a poza tym musielibyśmy, co najmniej na chwilę, tj. na czas otwarcia migawki, wypuścić aparat z rąk. Czyli czasem na kilka, lub kilkanaście sekund. A co, jeśli ktoś inny przechodząc obok, potrąci nas? W miarę bezpiecznie można to rozwiązanie użyć chyba tylko w domu. Ale w domu można przecież użyć zwykły statyw.

 

Tyle teorii. Nawybrzydzałem, a teraz pora przejść do konkretów.

 

Gdy swego czasu odwiedziłem wieczorową porą świątynię w Kom Ombo (Egipt), miałem wtedy chyba pierwszą moją poważną fotograficzną „sesję” nocną. Zasadniczo zwiedzanie miało się odbyć za dnia, ale pewne opóźnienia w programie podróży nieoczekiwanie spowodowały parogodzinne przesunięcie, stąd nie byłem przygotowany na zdjęcia po zachodzie słońca (czyli po 18-tej). Opierając wtedy aparat na murkach i o ściany, zresztą z kiepskim skutkiem, wpadłem na pomysł, aby w przyszłości zabierać ze sobą monopod. Ale jednocześnie świadom zależności geometrycznych pomiędzy punktem podparcia a stabilnością (w końcu konstrukcje maszyn to mój zawód), uznałem, że zwykły monopod nie spełni moich oczekiwań bez odpowiedniego usprawnienia.

 

Na początek zainwestowałem w monopod dobrej, znanej marki, której nie podaję, aby nie być podejrzewanym o uprawianie kryptoreklamy, a jego główną cechą konstrukcyjną był teleskop czteroczęściowy wykonany z włókna węglowego, zaciskany mimośrodowo. Był zatem lekki, a po złożeniu mieścił się łatwo w moim plecaku wycieczkowym. Jego długość po złożeniu wynosiła 37 cm. Na końcu uchwytu wystawała śruba ¼”, którą można było wkręcić wraz z monopodem do spodu korpusu aparatu fotograficznego. Ale choć takie rozwiązanie jest trywialnie proste, to jednocześnie jest dość niepraktyczne i nie polecam. Ale o tym później.

 

Dokupiłem niedrogą głowicę kulową, której elementy stosuję w dwóch wariantach. Gdy nie zależy mi na zdjęciach pionowych, mogę zrezygnować z części imaka kulowego i podstawę szybkozłączki przykręcać bezpośrednio do górnej końcówki „kija”. To jest wersja wprawdzie lżejsza, ale ma węższe zastosowanie. Lecz w razie potrzeby - minuta i mam pełną wersję głowicy z szybkozłączką. Waży nieco więcej, ale jest bardziej uniwersalna, bo oprócz kadrowania pionowego, możliwe jest także skierowanie obiektywu skośnie ku górze (lub ku dołowi).

 

Na zdjęciu poniżej wersja „light”. Mimo, że nie ma tu przegubu kulowego, to ograniczone, niewielkie możliwości podniesienia obiektywu jednak są.

 

Monopod_1

 

Poniżej, obok wersji „light’owej” z szybkozłączką, widać kulową część głowicy luzem, bez szybkozłączki. Podstawę szybkozłączki, w razie potrzeby, przykręca się do części kulowej jedną śrubą.

 

Monopod_2

 

Ale na tym etapie stabilność ustawienia aparatu nie posunęła się ani trochę do przodu. Moja koncepcja zakładała, że muszę wykonać sztywne, dwupunktowe podparcie boczne, łatwo obsługiwane. Policzmy zatem. Jeden punkt podparcia na podłodze i dwa punkty na bocznej np. ścianie, to daje razem trzy punkty podparcia i oto mamy odmianę tripoda.

 

Wyszło to tak, jak na zdjęciu poniżej, gdzie widać wspornik, czyli jego widełki z zaciskiem.

 

Monopod_3

 

Widełki wykonałem z pręta kwasoodpornego o średnicy 6 mm. Ta średnica zapewnia sztywność. Połączenie jest spawane. Na każdą z dwóch końcówek rozwidlenia nasunąłem koszulką igielitową, aby w środkowej ich części metal nie stykał się z powierzchniami podparcia (np. z narożnikiem ściany wewnątrz budynku). Końcówki są zaokrąglone, aby nie rysowały powierzchni, której dotykają. Opaska blaszana z kółkiem może służyć do zawieszania widełek podczas marszu, lub do elastycznego połączenia z monopodem.

 

Monopod_4

 

Na drugim końcu widełek znajduje się element z pręta, wygięty łukowato stosownie do średnicy uchwytu monopodu. Połączenie także spawane. Na jednej z końcówek łuku umocowana została zawiasowo aluminiowa dźwignia zaciskowa z przyklejoną wkładką cierną. Zaciśnięcie całości ręką na uchwycie monopodu gwarantuje stabilizację obrotową całości konstrukcji, tj. monopodu wraz z aparatem - przy założeniu, że widełki oparte zostaną na ścianie (ew. narożniku, czy słupie), co w połączeniu ze wspomnianym zaciskiem dostarcza pełnej stabilizacji aparatu we wszystkich kierunkach. Obrotowo także.

 

Monopod_5

 

Rozwiązanie sprawdziłem w praktyce. Działa. W plenerze nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, aby brakowało mi gdzieś bocznego podparcia, które jest w tym przypadku głównym warunkiem stabilnego fotografowania. Zawsze gdzieś tam był jakiś murek, słup, drzewo, jakaś ściana, lub brama, itp.

 

Ta zielona gumka na dźwigni, widoczna na zdjęciu poniżej, nie jest oczywiście częścią przyrządu. Ma tylko na potrzeby prezentacji imitować zaciśnięcie ręką.

 

Monopod_6

 

Teraz chciałem poruszyć kwestię połączenia monopodu z aparatem. Otóż wykorzystanie śruby wystającej z uchwytu monopodu do bezpośredniego połączenia z aparatem jest, jak już wspomniałem wyżej, proste, ale bardzo niepraktyczne. Wyobraźmy sobie taki kij o długości około 1,5 m ze sztywno doczepionym aparatem, a my musimy z tym spacerować. Można się potknąć o koniec kija, albo zaczepić nim o jakiś schodek - i rymnąć na glebę. Dla aparatu może się to skończyć bardzo niemile, a dla nas wielki kacem moralnym. Ale gdy mamy już zastosowaną pełną głowicę, lub samą szybkozłączkę (w wersji „light”) - to po wykonaniu zdjęcia, możemy jednym ruchem odłączyć aparat, który i tak mamy zawieszony na pasku na szyi, a luźny kij trzymamy bezpiecznie w ręce. To takie małe bhp. A piszę to, aby amatorów chodzenia na skróty z tanimi rozwiązaniami, nie kusiło coś, co w konsekwencji może okazać się bardzo przykre. Głowica kosztuje kilkadziesiąt złotych (moja kosztowała ok. 35), a aparat nawet kilka tysięcy.

 

Monopod_7

 

I na koniec, jeśli ktoś dopiero zaczyna myśleć o kupieniu monopodu i do tego głowicy z szybkozłączką, to zwrócić chciałem uwagę na kwestię gwintów. Otóż monopody miewają wystającą śrubę, w zależności od modelu: ¼” albo 3/8” (są to gwinty calowe Whitwortha normalne, maszynowe - nie mylić z calowymi gwintami rurowymi). Czytałem także o rozwiązaniach hybrydowych, tj. umożliwiających w danym modelu użycie jednego z tych gwintów wymiennie, zależnie od gwintu głowicy. I na kwestię gwintów trzeba zwrócić uwagę podczas poszukiwań monopodów i głowic w sklepach, aby nie było potem problemu ze spasowaniem całości. Ujmując prościej, jaki gwint śruby w monopodzie, taki gwint otworu w głowicy. Oczywiście dopuszczalne jest takie zestawienie, że śruba ma wymiar ¼”, a otwór 3/8”. Wtedy trzeba dokupić tulejkę redukcyjną, która po wierzchu ma 3/8”, a jej otwór ¼” - i po kłopocie, choć osobiście wolę połączenia bez elementów pośrednich. Jednakże wybierając monopod należy także rozważyć potencjalną okoliczność, że zechcemy go wykorzystać, jako wysięgnik np. dla lampy LED. I o ile lampa miałaby otwór gwintowany ¼”, to taki sam gwint powinna mieć śruba monopodu. A głowica otrzymałaby ewentualnie tulejkę redukcyjną. I to by było na tyle.

 

Acha, mojego rozwiązania z podpórką do monopodu nie patentowałem, więc każdy na użytek osobisty może sobie ten pomysł skopiować i udoskonalić - i za darmo.

 

9 ODPOW. 9
profile.country.PL.title
Sony_Poland_Team
Community Team

Dzięki Mar_Jan za nową porcję wiedzy :slight_smile:

 

 

Pozdrawiamy,

Zespól Sony

profile.country.PL.title
piotruso
Znawca

Bardzo fajny sposób. Brawo za pomysł, wykonanie.

Ale nie byłbym sobą gdybym nie dorzucił malutkiej łyżeczki dziegciu. Nie zgadzam się ze zdaniem:

"[...] aby brakowało mi gdzieś bocznego podparcia, które jest w tym przypadku głównym warunkiem stabilnego fotografowania. Zawsze gdzieś tam był jakiś murek, słup, drzewo, jakaś ściana, lub brama, itp.". Dość często spotykam się z sytuacją, gdzie stoję na otwartej przestrzeni i nie ma ani ścian, ani drzewa itp. Albo nie mogę przejść w inną lokalizację. Bo zmiana naszego punktu stania zmienia punkt widzenia aparatu a więc zmienia kadr, perspektywę. Oczywiście może się okazać, że zdjęcie wykonane z "nowego" miejsca (tego, którego musieliśmy poszukać przy ścianie, przy drzewie itp.) będzie bardzo dobre, ciekawsze od wykonanego z pierwotnie wybranego miejsca ale będzie inne niż założyliśmy.

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Dziękuję, że prowokujesz do dyskusji. Wynika z tego, że dziegieć jest bardzo pożyteczny…

 

Generalnie zgadzam się z Tobą, że takie sytuacje, że stoisz gdzieś niemal jak na środku boiska piłkarskiego, mogą mieć miejsce. Rzecz w tym, że prawdopodobieństwo trafienia na trudniejszy obszar, gdzie nie ma żadnych podpórek typu murek, czy słup, zależy w gruncie rzeczy od profilu zapotrzebowania na obiekty fotografowania. Staram się teraz dla zabawy wyobrazić sobie, o jakich miejscach z otwartym plenerem, gdzie chciałbyś użyć monopod, a nie ma tam podpórek naturalnych, piszesz. I zakładam, że piszesz, jako fotoamator, a nie zawodowiec. Analiza logiczna skłania mnie zatem do następującego rozważania teoretycznego: Albo nie masz statywu, albo na tym terenie, gdzie bywasz „często”, nie pozwalają go używać, albo nie możesz go ze sobą mieć z powodów natury logistycznej, bądź przez wzgląd na własne bezpieczeństwo, względnie prawdopodobieństwo konfliktu. Dlatego udoskonalony monopod ma szanse, ale pojawia się problem, bo nie ma słupka. Intrygujące miejsce. Gdyby tak było, jak w jednym z wymienionych hipotetycznych przypadków, to powiedziałbym, że masz pecha. Problem jest zatem może z ludźmi, a nie z monopodem? Pozostaje zatem dyplomacja, albo „sznurek MacGyver’a”.

 

Moje nocne eskapady fotograficzne to głównie stara architektura, krajobrazy miejskie itp. Jeżeli nie mam problemów z zabraniem ze sobą statywu, to ma on pierwszeństwo w moim bagażu podręcznym przed monopodem. Ale gdy pojadę sobie gdzieś, gdzie z różnych powodów nie mogę zabrać statywu, względnie zabieranie go jest niecelowe, to zabieram ze sobą mój monopod z opisanym dodatkiem. Dotyczy to zresztą także zdjęć dziennych np. w mrocznych starych kościołach, gdzie ISO na automacie fruwa u mnie nawet do 25600. W odwiedzanych przez mnie miejscach, czy to w przestrzeniach miejskich, czy wspomnianych wnętrzach, „pomocy” podpórkowych dla mojego monopodu nie brakuje. Stąd taka uwaga w moim opowiadaniu. Na szczęście fotografowaniu w kościołach w Polsce, z wyjątkiem Katedry Wawelskiej i kościoła w Dębnie na Podhalu (więcej nie doświadczyłem), nikt się nie sprzeciwia, ale nie wyobrażam sobie drażnienia ludzi gdziekolwiek, rozstawianiem w kościele statywu (nie fotografuję ślubów, a architekturę i sztukę sakralną). A na monopod przystawiony do filara, czy ławy, nikt nie zwraca uwagi i takie ustawienie i pstryknięcie nie trwa razem dłużej niż 10 sekund.

 

No, ale nic nie jest doskonałe, a zatem i mój dodatek do monopodu także nie jest. Ale tam gdzie go użyję mam przy najmniej szanse na lepsze zdjęcia. Zwróć przy okazji uwagę na to, jak wiele czasem przeszkód spotykają na swojej drodze fotoamatorzy. Bo zawodowcy płacą i mają tak, jak potrzebują. A fotoamatorzy mają zawsze pod górkę, stąd takie pomysły, jak ten mój z przystawką do monopodu. Zawsze to jakiś krok do przodu.

 

Pozdrawiam

profile.country.PL.title
piotruso
Znawca

Twój sposób na unieruchomienie monopodu jest świetny, sprawdza się. Ale sytuacji gdzie nie mam możliwości oparcia monopodu o ścianę, słup, drzewo jest bardzo dużo.

Czy mam pecha? Możliwe, miałem kiedyś przez 16 lat czarnego kota, wyobrź sobie ile razy musiał przebiec mi drogę :rofl: . A najprostrzy przykład jaki przychodzi mi do głowy? Chciałbym zrobić zdjęcie kościoła p.w. Św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Ale mam pomysł na zdjęcie symetryczne. Wejście i krzyż na kopule powinny być na linii centralnej zdjęcia, kolumny stojące przed kościołem w równych odległościach od brzegów itp. Nie ma tam podparcia z boku ani z tyłu. Owszem, mogę odejść w lewo lub w prawo, są tam budynki, słupki ale kadr mi się zmieni. Kolejny przykład? Chcę zrobić zdjęcie gdzie widoczna będzie Syrenka warszawska na tle wielkiej tarczy księżyca (zdjęcie sylwetkowe). Wybieram kadr i ops, nie ma tam słupków i drzew. Są jakieś ławki ale musiałbym obniżyć pozycję aparatu o dobry metr a to przesunie mi księżyc i Syrenkę tak, że głowa Syrenki będzie poza tarczą księżyca. Takich przykładów są tony, z takimi sytuacjami spotykam się na co dzień.

Ja wyjeżdżając w delegację czy jakiś wyjazd rodzinny nigdy nie zabieram statywu (natomiast wyjeżdżając w delegację zawsze mam monopod). Statyw biorę gdy jadę typowo na zdjęcia. Mój statyw do największych nie należy ale, podobnie jak Ty, noszę go w osobnym pokrowcu i ma on swoje gabaryty (wg. specyfikacji po złożeniu 65 cm długości, waga 2,4 kg a z głowicą to pewnie i 3,5 kg i 85 cm długości). Dlatego nie zabieram go "na wszelki wypadek", nie nadaje się do tego. Monopod jak najbardziej więc jest ze mną bardzo często.

Nie zrozum mnie źle, ja nie neguję Twojego sposobu, jak każde rozwiązanie pomaga w takiej czy innej sytuacji. Nawiązałem jedynie do Twojego zdania:"W plenerze nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, aby brakowało mi gdzieś bocznego podparcia, które jest w tym przypadku głównym warunkiem stabilnego fotografowania. Zawsze gdzieś tam był jakiś murek, słup, drzewo, jakaś ściana, lub brama, itp.". Być może zawsze lepiej mieć jakieś zdjęcie niż nie mieć żadnego ale nie będzie to już zdjęcie wymyślone przeze mnie a zdjęcie na jakie pozwoliły mi warunki.

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Miło, że dziegieć nadal działa.

 

A teraz, co do Twoich przykładów. Tak się składa, że mieszkając w Warszawie wiem, jak wygląda konfiguracja terenu tak przy kościele na Placu Trzech Krzyży, jak i nad Wisłą przy Syrence. I ja, chcąc zrobić zdjęcia w tych miejscach wieczorem lub w nocy (bo w dzień wystarczą zdjęcia z ręki), czyli w miejscach publicznych, zabrałbym przede wszystkim statyw, a nie monopod. Rozumiem więc z tego, że do Warszawy przyjeżdżasz, albo będąc w delegacji, albo do rodziny, a Twój statyw jest niewygodny w takich podróżach. No cóż, skoro uznałeś, że te, czy inne akurat ujęcia, są warte wykonania artystycznego zdjęcia na wysokim poziomie i jest to dla Ciebie tak bardzo ważne, to miałbym poważne wątpliwości, czy monopod jest przyrządem, które ten wysoki poziom może zapewnić. Mamy więc nieco rozejście się w oczekiwaniach. Bo, albo naszym celem jest fotografia celująca w wysoki poziom artystycznych ujęć, albo celem jest fotografia mająca cechy dokumentalizmu. To jest albo, albo. W obu kierunkach oczywiście można starać się wspiąć na poziom profesjonalizmu, lub choćby czynić takie starania. Ale oba determinują rodzaj urządzeń, którymi musimy się posługiwać, aby osiągnąć minimum. Dla jednych niezbędny jest porządny statyw, a drugim wystarczy monopod (z udoskonaleniem).

 

Ponieważ uparcie (tak chyba działa dziegieć) powtarzasz moją frazę „w plenerze nie spotkałem…”, to i ja powtórzę, że w moim przypadku znaczyło to, że rzeczywiście „nie spotkałem”. Ale to dotyczyło tylko mnie, a Ciebie już nie musiało. To wygląda trochę tak, że wielki cel chcesz osiągnąć narzędziem o nieco ograniczonych możliwościach. Sam sobie odpowiedz, czy nie zapędziłeś się w pułapkę swoich oczekiwań. Ale faktycznie, „mój” monopod nie wszędzie można użyć, chcąc mieć Twoje wymagania. I ja to wiem. I co do zasady, wiedziałem już wtedy, gdy konstruowałem mój wspornik do monopodu. I powtórzę: zawsze to był jakiś krok do przodu.

 

I wielkie dzięki, że drążysz temat. Jesteś jednym z nielicznych przechodzących przez forum, który zdecydował się poświęcić trochę więcej swojego czasu, niż tylko na przeczytanie - i ma odwagę, aby coś od siebie napisać. Mam wreszcie jakieś lustro, w którym dokładniej widzę moją pracę, jako fotoamatora. A za sprawą Twojego komentarza widzę, jak to bywa u innych.

 

Oby ten gwałtowny wzrost ilości odsłon mojego wpisu o monopodach, jaki nastąpił po Twoim wejściu, zaowocował ożywieniem dyskusji także z udziałem innych członków Społeczności, także i przy innych wpisach.

 

Pozdrawiam.

 

profile.country.PL.title
piotruso
Znawca

Nie, to nie jest tak, że uznałem, że te ujęcia są warte wykonania artystycznego zdjęcia. Ja staram się wykonać każde zdjęcie jak najlepiej, chciałbym aby wyglądało tak jak je sobie wymyśliłem. Tak jak pisałem wcześniej, gdy planuję sobie zdjęcia i idę je wykonać to zabiorę ze sobą statyw. Natomiast jak gdzieś jestem "przy okazji" (czyli pojechałem w delegację, jestem na spacerze z rodziną itp.) to statywu nie będę tachał ale zdjęcie jak najfajniejsze chciałbym zrobić. Wielokrotnie (a właściwie to prawie zawsze) po powrocie z takich spacerów / wypadów odrzucam praktycznie wszystkie zdjęcia (zostaje jedno, no może dwa). I tu pojawił się u mnie kolejny dylemat - czy jest sens nosić cały (no, może pół) sprzęt ze sobą jeżeli nie mogę zrobić zadowalającego mnie zdjęcia? I coraz częściej dochodzę do przekonania, że pewnie kupię sobie jakiś kompact, jakąś małpkę bo do pstryków typu "tu byłem, to widziałem" wystarczy a o ile lżej na duszy (zdjęcie jest nie takie jak zaplanowałem ale to pewnie wina aparatu, bo taki słaby :laughing:) i lżej na ciele (znaczy na ramieniu, nie muszę nosić lustrzanki i 2 - 3 obiektywów). Szczególnie mnie to korci gdy zobaczyłem zdjęcia wykonywane przez jednego z naszych kolegów RX100 (gdyby nie był tak drogi :worried:).

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Idzie nam świetnie. W naszej dyskusji wyłoniły się trzy wątki filozoficzne. Odpowiadam więc w każdym z nich.

 

1.Filozofia fotografowania

 

Brawo! I sam sobie odpowiedziałeś, że dążysz do perfekcji („…staram się wykonać każde zdjęcie jak najlepiej…”) oraz do zdefiniowanej przez siebie koncepcji wizualnej („tak jak je sobie wymyśliłem”) - a to jest właśnie artyzm. Koncepcja artystyczna nie ma charakteru obiektywnego, a całkowicie subiektywny, więc nie powinieneś powstrzymywać się przed nazywaniem tak swoich wizji.

 

2.Filozofia spacerowania

 

A co do spacerów tam, gdzie nie ma murków ani słupów, to skoro Twój statyw jest zbyt ciężki (3,5kg) i zbyt duży(85cm), to może spraw sobie rozmiar „spacerowy”, który nie będzie tak kłopotliwy, a będzie wystarczający. Ja mam kilka statywów i jeden z nich, taki właśnie „spacerowy” egzemplarz, ma po złożeniu 50cm i masę 1,5kg. Jest niezły, bo to Velbon. Jak go sobie zarzucę na ramię, to go noszę jak kałacha, po tej samej stronie, co torbę z lustrzanką i obiektywami – i nie czuję się jak wielbłąd. Oczywiście na taki statyw o charakterze „spacerowym” może nie wsadzisz kamery w rozmiarze „king size”, ale jak masz sprzęt o rozsądnym tonażu, to czemu nie? W końcu dodatkowo myślisz także o „spacerowej” małpce.

 

3.Filozofia zakupów

 

A teraz kwestia RX100 („…gdy zobaczyłem zdjęcia wykonywane przez jednego z naszych kolegów…”). Znam ten ból. Ale to Ty definiujesz cel i określasz środki. Wg mojej filozofii zakupów - pomiędzy celem a środkami powinna panować równowaga i zależność wprost proporcjonalna. Wielki cel, to wielkie środki. Więc skoro cel nie jest wielki, a Twoją ocenę wagi zdjęć: „tu byłem”, tak odbieram, to i Twoje słowa „gdyby nie był tak drogi” sugerują, że pomiędzy zdefiniowanym przez Ciebie celem, a ceną RX100, równowagi nie ma. Chyba, że mimo wszystko dojdziesz do przekonania, że jednak dla RX100 nie ma alternatywy, bo…..*

(* - wpisać ważny powód)

 

Pozdrawiam.

profile.country.PL.title
piotruso
Znawca

Ba, ja lubię sobie czasem podyskutować szczególnie na tematy mnie interesujące a fotografia jest takim tematem.

 

ad.1 Ja bym tego artyzmem nie nazwał. Raczej nazwałbym to "rzemiosło" a ja staram się wykonywać każdą rzecz jak najlepiej.

 

ad. 2 Jeżeli kupiłbym kompakt to już mam statyw, który udźwignie trudy noszenia takiego aparatu (obecnie używam go do kamerki sportowej). Statyw po złożeniu to z mini głowicą kulową około 35 cm. długości i kilkaset gram wagi, po rozłożeniu ma z metr wysokości. Daje radę z lekkim sprzętem. Większym chyba problemem jest rozstawianie się z całym sprzetem podczas spacerów rodzinnych. Słychać wtedy narzekania: "długo jeszcze musimy stać?", "kiedy wreszcie pójdziemy?" itp.

 

ad. 3 Masz rację. Pomiędzy celem a środkami powinna panować równowaga. Ale z drugiej strony korci mnie taki troszkę lepszy sprzęt (nawet tylko jako spacerowy aparacik), taki, który w razie czego będzie można wykorzystać i w bardziej ambitnych zadaniach, a ten jak wiadomo kosztuje więcej. 

A RX100 ma alternatywę ale ... w podobnych pieniądzach 😉

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Skonstatowałem, że w opisywaniu naszego wspólnego hobby rozumujemy niemal identycznie. To chyba wynika z tego, że osoby o podobnym stylu wymagań od samych siebie i swego dzieła, mają podobne ścieżki dochodzenia do swoich celów. Cieszy mnie to w naszej dyskusji, bo znakomicie ją ułatwia. I ja także lubię podyskutować.

 

A owe „długo jeszcze musimy stać?” jest typowe w takich przypadkach, więc moi dobrze wiedzą, że jeśli już zapuszczam się gdzieś ze statywem, to ja jestem MC. Ale nie staram się nadużywać mojej „tyranii”, choć gdy rozstawiam statyw, to inni mają to traktować tak, jak traktuje się przerywnik reklamowy w telewizji. Dlatego zresztą moje najważniejsze wypady ze statywem wykonywałem sam.

 

Pozdrawiam serdecznie.