anuluj
Pokazywanie wyników dla 
Zamiast tego wyszukaj 
Czy miało to oznaczać: 

Dołącz teraz - stań się częścią naszej społeczności!

Słońce dla odważnych i wytrwałych… Pamiętnik

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Słońce dla odważnych i wytrwałych… Pamiętnik

[Zachęcony przez Piotruso, zdecydowałem się przygotować moje specjalne wspomnienie, na które pomysł przyszedł mi po tym, gdy w dyskusji ze mną wymienił markę jednego ze swoich starszych aparatów fotograficznych. Jedno proste słowo, a jaka siła. Piotruso, dziękuję!]

 

Prolog

 

Dziś naszło mnie, aby powspominać o czymś wcześniejszym, niż mój niedawny wypad do Czerwonego Lasu w Rogowie, i o wiele dawniejszym, niż moja egipska eskapada sprzed kilku lat.  

 

Nie znajdziesz tu Czytelniku poradnika jak kadrować zdjęcia, czy jak fotografować pod słońce. Będzie za to coś na kształt pamiętnika. Mojego pamiętnika.

 

Użycie porównania fotografowania do wędrówek górskich pozwala mi lepiej wyłożyć jego specyfikę. Więc, aby w pełni umieć docenić radość z wejścia na szczyt góry, trzeba to wchodzenie zacząć od jej podnóża i pokonać całe jej zbocze, krok po kroku. Bywa jednak czasem, że jakiś niecierpliwy wędrowiec chciałby osiągnąć szczyt natychmiast, bez trudu i mozołu. Tylko, czy wtedy będzie umiał uszanować piękno podziwianych widoków? Czy będzie umiał zrozumieć i uszanować trud innych wędrowców? Z fotografowaniem jest podobnie. Chodzenie na skróty jest zwodnicze i może być potencjalnie frustrujące.

 

Niniejsze wspomnienie dedykuję szczególnie dzisiejszej młodzieży, aby, na moim przykładzie, przybliżyć jej problemy fotoamatorów sprzed dziesiątków lat, gdy powszedniością był nieustający brak wszystkiego, gdy kraj nasz odstawał poziomem życia zwykłych obywateli od krajów bogatego Zachodu w skali (dla niektórych) trudnej dziś do wyobrażenia. Poprzez przywołanie wspomnień o początkach mojego fotografowania, chcę je uczynić pomocnym wsparciem dla początkujących fotoamatorów, zaczynających swoją przygodę z aparatem. Chciałbym im wykazać, że trzeba umieć cieszyć się chwilą, jaka ona jest - i tym, co nam ona przynosi. Nie sugeruję oczywiście tego, aby dzisiejsi młodzi i początkujący fotoamatorzy sięgali po stare minione technologie, bo kto „urodził się” w epoce cyfrowej zacznie od tego, co mu ona przyniosła obecnie, ale jako memento wskazuję na umiar, jaki jest zawsze potrzebny, aby radość fotografowania była trwałym elementem przygody z aparatem fotograficznym.

Zawsze pamiętać trzeba tę fundamentalną prawdę, że to nie aparat robi zdjęcia, a człowiek. Trudno sobie wyobrazić, aby początkujący amator potrafił osiągnąć tę radość, kupując sobie najnowszy sprzęt z najwyższej półki, o najbardziej wypasionych aktualnie parametrach, nie mając pojęcia o technikach operowania światłem, a także o optyce i geometrii. Bo fotografia to w sumie przede wszystkim światło, a mniej to, czym się fotografuje.

 

Ten pochód przez historię mojego fotografowania uświadomił mi, jak bardzo prawdziwymi były, i są, słowa piosenki niezapomnianego Marka Grechuty, w których słyszeliśmy, że „...Piękny jest kraj gdzie wszystko wszystkim wydaje się jeszcze złe…” Te słowa pasują do wszystkich czasów, mają uczyć uporu, cierpliwości i… krytycznego spojrzenia na własne ścieżki.

 

Po prologu

 

Otóż w tamtych,  minionych już czasach, czasach mojej młodości, mimo niedostatków materialnych, można było jednak jakoś osiągnąć nawet sporą radość fotografowania, bo mając niewiele w kieszeni, dzięki niekiedy bolesnym wyrzeczeniom, osiągało się bardzo wiele satysfakcji. Coś, jak w przypowieści o wdowim groszu. I choć te najstarsze fotografie z negatywów, wykonywane kiepskimi aparatami, na marnych materiałach, wobec dzisiejszych systemów cyfrowych wypadają zdecydowanie i dramatycznie marnie, to mam do nich ogromny sentyment, bo innych wtedy, jako młody fotoamator, nie miałem i mieć nie mogłem.

 

W etapach mojego życiowego foto-dojrzewania, co by przez to nie rozumieć, dostrzegam pewne analogie do dziejów starożytnego Egiptu. Jest w moim życiu i okres „Starego Państwa”, i „Średniego”, a wreszcie i Nowego Państwa”. Porównanie to uwzględnia skok technologiczny, jaki był moim udziałem na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat, gdy od mojej najstarszej ery fotografii analogowej (tej na film), z marniutkiej jakości sprzętem, kroczyłem poprzez erę mocno unowocześnionej techniki aparatów fotograficznych i technologii „filmowej”, aż po epokę cyfrową, w której dostrzegam okres mojego „Nowego Państwa”. A i tak, każdy z tych okresów miał swój własny cykl rozwoju, tak technicznego, jak i w obszarze moich umiejętności. Ale proces ten odbywał się w miarę płynnie i miałbym kłopot, gdybym dziś miał ustawić na styku poszczególnych okresów słupy graniczne.

 

Zapewne niektóre osoby przyglądając się najstarszym obrazkom, umieszczonym przeze mnie poniżej, ze zdziwieniem zapytają, czy coś mi się w tych fotografiach podoba, bo przecież ich jakość, a zwłaszcza dwóch pierwszych, jest, otwarcie i oględnie mówiąc, dość marna. Patrząc na nie, warto więc sobie uświadomić, że nasze dzisiejsze spojrzenie, spojrzenie ludzi dwudziestego pierwszego wieku, ukształtowane przez technikę cyfrową, zostało „zaczarowane” pikselami do tego stopnia, że trudno dziś zaakceptować obraz rozmyty, ziarnisty, o niskiej skali tonalnej, w którym dramatycznie brakuje szczegółów. Ale w tamtej epoce starych technologii, nie mogąc dorównać zachodnim społeczeństwom w poziomie życia, musieliśmy dochodzić do wszystkiego w wielkim trudzie, a i tak bywało to kiepskie, nawet z punktu widzenia tamtych czasów. To uczyło jednak pokory, wyrabiało samodzielność i zdolność do polubienia przysłowiowego szarego wróbla w garści, miast nierealnych marzeń o kolorowym kanarku na dachu…

 

Ale po kolei….

Na wstępie uwaga redakcyjna. Żadne z zamieszczonych w opowiadaniu zdjęć nie ma bezpośredniego związku z przylegającym doń tekstem.

 

[Tatry 1965] Druh Synchro (skan z negatywu)

01_Tatry-1965

 

Na potrzeby niniejszego wspomnienia powybierałem ze swoich zbiorów fotograficznych czternaście zdjęć, z czego dwa z nich, najstarsze, pochodzą z roku 1965. Nie chodzi mi o to, aby rozprawiać o wartości kompozycyjnej tych obrazków, bo to są zwykłe zdjęcia, strzelone przeze mnie najczęściej z marszu, ale przy ich udziale mam okazję przywołać wspomnienie o mojej przygodzie z fotografią, która zaczęła się w przed pięćdziesięciu laty w Tatrach.

 

Tatry są moim wspomnieniem z młodości, gdy przez kilka kolejnych lat, jako nastolatek wyjeżdżałem wraz z moim Ojcem na wakacyjne wędrówki po górach, a i potem przez szereg lat, to krajobrazy gór były magnesem ściągającym mnie na południe kraju. I przez całe lata, gdziekolwiek się udawałem, czy to na wycieczkę, czy urlop, w kraju, czy poza nim, zawsze towarzyszył mi jakiś aparat fotograficzny.

 

[Tatry 1965] Druh Synchro (skan z negatywu)

02_Tatry-1965

 

Początek…

 

Moim pierwszym w życiu „cudeńkiem”, który dostałem w prezencie od Rodziców (rok 1964), był DRUH-Synchro. Polska produkcja z lat 60-tych ubiegłego wieku. Ot, chciałoby się dziś powiedzieć: zabawka, nieco tylko bardziej zaawansowana, niż camera obscura. Zabawka z bardzo miękko rysującym obiektywem, z czasem migawki 1/50sek, i dodatkowo B, oraz dwiema wartościami liczby F: 8 i 16, przestawianymi blaszką z otworem. Film zwojowy szerokości 60 mm pozwalał na: albo 16 zdjęć formatu klatki 45x60, albo 12 zdjęć formatu 60x60. Wybierałem zawsze tę pierwszą opcję, bo uzyskiwałem z jednego negatywu więcej zdjęć. I aby mieć te 16 zdjęć, do wnętrza komory trzeba było włożyć dwa blaszane marginesy maskujące.

 

[Wawel, Kraków 1977] Certo (skan z kolorowych przeźroczy ORWO)

03_Kraków-1977

 

I mimo, że Druh nie mógł zachwycić speców od fotografii, mam do niego we wspomnieniach wielki sentyment, bo wciągnął mnie w misterium światła i obrazu na dziesiątki lat. Mam jeszcze po nim niektóre negatywy. Od Rodziców otrzymałem wtedy także książkę autorstwa Tadeusza Cypriana (Fotografia - Technika i Technologia), która na lata stała się dla mnie fundamentem wiedzy, w sumie przydatnej, choćby tylko w części optycznej, także i w dobie technologii cyfrowej.

 

Fotografowanie, jako hobby, w minionej epoce mojej młodości, nie było wcale tanie. Mojego Druha otrzymałem w prezencie. Kosztował mniej więcej tyle, co tygodniówka mojej Matki. Na NRD-owską Prakticę (marzenie ściętej głowy), o ile byłaby dostępna w handlu (tak, tak!), moja Matka musiałaby pracować chyba z pół roku. A ostro kosztowała przecież i eksploatacja: negatywy, a poza tym papiery i chemia oraz sprzęt laboratoryjny, albo zamiast nich usługi w zakładzie fotograficznym.

 

Ale, gdy kilka lat później podjąłem moją pierwszą pracę zawodową, chciałem wspiąć się na wyższy poziom - kupując już wyłącznie z własnych środków to, co (po pierwsze) w międzyczasie przyniósł postęp techniki oraz (po drugie) było dostępne w ówczesnym handlu, i (po trzecie) na kieszeń młodego, szarego zjadacza chleba. Łącząc te warunki - wielkiego wyboru nie miałem.

 

[Pochód Sasów, Leipzig NRD 1979] Zorkij 4 (skan z negatywu)

04_Leipzig-1979

 

No i te wyższe szczeble techniki to kolejno aparaciki Certo (produkcji NRD) oraz Smiena (prod. ZSRR) na film 35 mm. Ogólnie biorąc - delikatny plastik. Ale działały, aż się…. zepsuły. Psuły się migawki. I każdy z nich kosztował, mniej więcej tyle, co prawie trzy moje ówczesne dniówki. Postęp?

 

Ale film 35 mm, dający „aż” 36 zdjęć pozwalał osiągnąć niemal już „masowe” fotografowanie (porównajmy to z pojemnością dzisiejszych kart pamięci). Później, aby było taniej, film negatywowy (NRD-wskie ORWO) kupowałem w większych rolkach i ciąłem na odcinki wkładane do starych kaset. Dodam tylko, że przez lata miałem swoje domowe laboratorium, w którym negatywy czarno-białe wywoływałem sam. Tak samo, jak samodzielnie wykonywałem odbitki na powiększalniku Krokus. Koreks, maskownica, kuwety, czerwona żarówka w ciemni (w łazience) to tylko niektóre elementy układanki.

 

[Tatry 1995] Zenith TTL (skan z tradycyjnego zdjęcia skanerem ręcznym) Przy okazji tego zdjęcia wyjaśnienie. Rok 1995 był początkiem mojej styczności z komputerem i ogólnie technologią cyfrową, ale jeszcze nie w aparatach. Od tego roku, dzięki wejściu w posiadanie dość archaicznego skanera ręcznego (stacjonarny skaner był jeszcze poza moim zasięgiem), mogłem zacząć przenosić dotychczasowe zbiory zdjęciowe z papieru na dysk komputera i monitor. Z dzisiejszego punktu widzenia, jakość struktury obrazu, kolorystyka i zakres tonalny – pozostawiały bardzo wiele do życzenia, ale w tamtym czasie były szczytem moich możliwości i dawały ogromną satysfakcję. Dziś dysponuję współczesnym skanerem do negatywów, który wypuszcza obraz daleko lepszy niż tamten ręczny ze zdjęcia papierowego. Ale na zdjęciu poniżej ukazuję to, co było efektem digitalizacji z jej początków.

05_Tatry-1995

 

Aparaciki, tak Certo, jak i Smiena, miały wiele czasów naświetlania oraz różne wartości liczby F. Ale nie miały światłomierza, więc korzystałem z kalkulatora kołowego. To takie okrągłe koncentrycznie zmontowane plastikowe tarczki z okienkami i cyferkami, które w odpowiednim ustawieniu pozwalały ustalić właściwy czas naświetlania. Ot, nieco taki kalendarz Majów w miniaturze. Narzędzie prymitywne, ale względnie skuteczne. Szczęścia dopełniała dokupiona lampa błyskowa na jednorazowe żarówki spaleniowe, która przy nowoczesnych lampach błyskowych była jak łuczywo przy latarce elektrycznej.

 

[Tatry 1997] Zenith TTL (skan z tradycyjnego zdjęcia skanerem ręcznym)

06_Tatry-1997

 

Ale w kilka lat później dostał mi się do rąk Zorkij 4 (ZSRR), po wujku. O…, to była już dla mnie „prawdziwa Europa”. Dalmierz optyczny to główna rzecz, która pozwoliła mi osiągnąć, niebywały, jak dla mnie dotąd, postęp i komfort fotografowania. Poza tym, był to sprzęt mający już rasowy wygląd. Korpus i obiektyw metalowe. Ciężki. Solidny. Technika radziecka chętnie zawsze „sięgała” po sprawdzone rozwiązania światowe, w tym przypadku, niemieckiej marki Leica, której jeden z modeli stał się wzorcem dla Zorkij 1. A Zorkij 4 to kolejne dziecko tego samego systemu.

 

[Helsinger, Dania 2004] Minolta i404 (skan z tradycyjnego zdjęcia skanerem stacjonarnym)

07_Helsinger-2004

 

Ale, że wbudowanego światłomierza Zorkij 4 nie miał, dokupiłem NRD-owski światłomierz Weimar Lux. A niedługo potem moją pierwszą, z prawdziwego zdarzenia, lampę błyskową National PE-200 (za dolary w Pewex’ie – koszt porównywalny z niezłym miesięcznym zarobkiem czasu PRL-u). Mam ją do dziś i działa. No i w tamtym momencie miałem wrażenie, że świat jest już mój.

 

Następcą Zorki kilka lat później stał się u mnie jej młodszy radziecki brat: Zenith TTL (kosztował mniej więcej tyle, co dwa miesiące mojej pracy). Sięgałem szczytów moich ówczesnych marzeń, bo: lustrzanka, wbudowany światłomierz, ostrość ustawiana pierścieniem z podglądem. Przewijanie filmu nadal było ręczne, ale wykonywało się to już tylko jednym ruchem dźwigni (nie gałką, jak w innych aparatach), z tym, że mechanizm potrafił się zacinać. Ale mimo to, czuło się, że coś solidnego leży w ręce, choć obiektyw nieco klekotał. I przyzwoity skórzany futerał, jak pancerz. I ten charakterystyczny odgłos lustra po naciśnięciu spustu. Czy mogło być lepiej?

 

[Pieniny 2006] Panasonic FZ30 (cyfrowe)

08_Pieniny-2006

 

Hai - powiedziała mi po latach technologia japońska. Minolta i404, lustrzanka z zoomem 28-80. I wszystko jasne. Po każdym klekotnięciu lustra następowało krótkie zawycie mechanizmu przeciągania filmu. Czułem się jak fotoreporter, paparazzo. Klek, bzzz, klek, bzzz….. Przypomnę, że fotograficzny dział Minolty po latach został wykupiony przez Sony, stąd do lustrzanek Sony trafiło mocowanie A.

 

Ale moja małżonka także sobie zażyczyła coś mieć, więc jej udziałem stał się kolejny „Japończyk”, mała Minolta Riva. Wszystkie nasze negatywy, wykonane na filmie 35mm, mam zarchiwizowane od pierwszych, gdy królowała fotografia czarno-biała, aż po kolor.

 

A, gdy fotografia kolorowa zaczęła tanieć, w pewnym momencie czarno-biała przeszła u mnie do historii. Ale nie żałowałem, że byłem odtąd uzależniony od usług w zakładach fotograficznych w obróbce negatywów i zdjęć. Kolor okazał się ważniejszy niż czarno-biała samodzielność.

 

Ale z kolorem, jako takim, miałem do czynienia już znacznie dawniej, gdy do aparaciku Certo, a później do Zorki i Zenitha, zacząłem ładować kasety z kolorowymi przeźroczami (ORWO) - i w moim przypadku zaczęło się to w roku 1976. Slajdy były wprawdzie relatywnie drogie w stosunku do fotografii czarno-białej, ale posiadały „prawdziwy kolor”. Stosowałem je w moich najważniejszych momentach życia tamtego czasu, jak ślub, rodzina, dzieci. Ustąpiły pola dopiero kolorowym negatywom Koniki, czy Kodaka, gdy ta technologia staniała.

 

 [Tatry 2012] Sony Alfa 37 (cyfrowe)

09_Tatry-2012

 

Epoka cyfrowa - czyli umarł król, niech żyje król

 

Zbliżała się do mnie technologia cyfrowa. Ale pierwsze aparaty, na które dziś przypuszczalnie nawet nie zwrócilibyśmy uwagi, a które wtedy były hitem, kosztowały majątek. To nie był jeszcze ten moment, który stał się początkiem mojej ery cyfrowej. Ale zbliżała się nieodwołalnie z każdym nadchodzącym dniem.

 

Technologia japońska była górą. To ona dyktowała trendy. Technika taniała. Mój wybór padł na markę Panasonic i model kompaktowy FZ30. Po Minolcie, bardzo ważnym dla mnie elementem FZ30 był spory ręczny zoom optyczny x12 (świetne szkło). Rasowy ruch lewą ręką na zoomie, to jak praca z moją Minoltą. Dlatego wiele osób nawet myślało, że to lustrzanka i zapamiętałem wtedy błysk w ich oczach, gdy pytano o mój sprzęt. Posiadanie lustrzanki wyraźnie nobilitowało jej właściciela w oczach innych fotoamatorów.

 

[Tatry 2013] Sony Alfa 37 (cyfrowe)

10_Tatry-2013

 

Nie będę pisał, czym stała się dla mnie cyfra, bo zapewne wszyscy czytający mają z nią codziennie do czynienia, choć może najmłodsi, jak przypuszczam, nie w pełni mają świadomość, jakim skokiem cywilizacyjnym stała się w stosunku do analogu. Chociaż nadal i dziś są fani tej starej technologii. Z pierwszą cyfrówką w ciągu kilku lat odbyłem wiele spacerów, wycieczek, kilka urlopów. Ona była moim startem w nową technologię i to dzięki niej zaczynałem wiedzieć, czego mi potrzeba, i czego ten model nie mógł mi wtedy zapewnić. Ale nadal działa i jest narzędziem do nauki fotografowania dla mojej wnuczki. I choć dla jej drobnych dłoni jest nieco przyduży, to najwyraźniej doceniła zalety ręcznego zooma, bo widać, z jakim zapałem nim kręci.

 

I oto nadeszła epoka Sony. Najpierw Alfa-37. Mega ISO. HDR. Dodatkowe obiektywy. Okazało się, że obiektyw z Minolty i404 pasuje do Alfy (mocowanie A). Pierwsze poważne użycie filtrów: polaryzacyjny i połówkowy. Karty SDHC. Ogromny skok jakości obrazu w stosunku do poprzenika. Porównując z poprzednikiem, przyzwoite odszumianie i bardzo pożyteczna opcja dostrajania balansu bieli. Dzięki „soniakowi” zacząłem doceniać zapis RAW.

 

Minęło kilka lat. Mój drugi „soniak” to ILCA-68. Ale ten młodszy brat Alfy-37 nie wypchnął jednak starszego całkiem w zapomnienie.

 

Dziś, dysponując do nich kilkoma obiektywami na różne okazje, widzę ich udział w moich sesjach w proporcji, mniej - więcej: 5-10% Alfa 37, 90-95% ILCA-68. Częściej noszę je osobno, ale czasem, choć rzadko, zabieram na spacer razem. Trochę się wtedy czuję jakbym wyprowadzał na spacer jednocześnie dwa psy na smyczy, bo momentami plączą się mi paski obu aparatów.

 

[Woliński Park Narodowy 2016] Sony Alfa 37 (cyfrowe)

11_Woliński_Park_Narodowy-2016

 

To, na co, między innymi, odruchowo zwracam uwagę w aparatach cyfrowych, to kolorystyka zdjęć wynikająca z ustawień balansu bieli. Przy kolorowej fotografii analogowej zawsze byłem uzależniony od tego, jak balans zostanie ustawiony przy odbitkach, czyli nie miałem na to najmniejszego wpływu. Co najwyżej mogłem składać reklamację w zakładzie fotograficznym, gdy śnieg na moich zdjęciach wychodził dziwnie różowy. I to była pierwsza lekcja, aby zrozumieć znaczenie balansu, choć wtedy tego jeszcze tak nie nazywałem. I nie umiałbym docenić zaawansowanych opcji WB moich obu „soniaków”, gdyby nie ich cyfrowy poprzednik, który tak rozbudowanych opcji, jak one, nie miał.

 

[Arboretum w Rogowie 2016] Sony ILCA 68 (cyfrowe)

12_Arboretum-2016

 

Generalnie ILCA 68, w mojej ocenie, ma znaczną przewagę w przetwarzaniu obrazów nad starszą Alfą 37, zwłaszcza w obszarze balansu bieli i szumów. Szumy to druga rzecz, która ma poważny wpływ na moją ocenę efektów użycia aparatu. Istotną rzeczą jest kwestia wymienności obiektywów i ich właściwości optycznych. W sumie obiektyw jest jedną z najważniejszych części aparatu, bo to on decyduje o wędrówce światła na matrycę (dawniej film). No i oba modele „soniaków” mają system zapisu RAW, który jednak u mnie nie ma wyłączności w ustawieniach. HDR przywołuję przy specjalnych okazjach. Techniki filmowe nie są moim konikiem, ale czasem korzystam z nich, gdy trzeba filmować rodzinę, bo gdy jedni rosną, to drudzy się starzeją. I żadne zdjęcia tego nie oddadzą. I dla moich potrzeb opcje filmowe są zupełnie wystarczające.

 

Powinienem wspomnieć, że moja małżonka także dysponuje „soniakiem”, HX80, którego po cichu jej zazdroszczę z powodu świetnej optyki Zeissa. Mały, kieszonkowy rozmiar (dlatego małżonka go wybrała), ale jednocześnie jest mocno napakowany technologią. Cenna jest możliwość korzystania z wysuwanego wziernika, bo obserwacja ekranu LCD w ostrym słońcu, to powszechny problem. I o ile moja pani dobrze wyceluje i prawidłowo złapie AF, to zasadniczo nie mam potem, czego poprawiać.

 

[W Parku Łazienkowskim 2017] Sony ILCA 68 (cyfrowe)

13_Rudzielec-2017.jpg

 

Oczywiście o moich aktualnych aparatach mógłbym opowiadać bardzo wiele, ale wydaje się, że nie o to chodzi, aby wyręczać instrukcje obsługi lub speców od reklam, a poza tym wszystko jest i tak względne. W mojej praktyce wolę skupiać się nad tym, jak najlepiej wykorzystać to, co dała fabryka. No i moja filozofia, to cieszyć się tym, co mam, bo wyścig szczurów, to nie moja bajka.

 

Epilog

 

Jeśli Drogi Czytelniku dobrnąłeś do końca opowiadania, nie czyniąc jednak tego na skróty, to mam nadzieję, że przyglądając się mojej ścieżce, będziesz mógł odpowiedzieć patrząc na swoją, czy osiągnąłeś cel jakże ważny: Radość Tworzenia. A może napisz o tym coś od siebie? Twój wiek i staż fotograficzny nie ma znaczenia. Czuj się zaproszony!

 

 [Sasanka - Ogród Botaniczny Powsin 2017] Sony ILCA 68 (cyfrowe)

14_Sasanka-2017

2 ODPOW. 2
profile.country.PL.title
Sony_Poland_Team
Community Team

:heart_eyes:

profile.country.PL.title
piotruso
Znawca

Postanowiłem napisać kilka słów w odpowiedzi to Twojego postu. Ja swój wstawiłem do działu "Luśne rozmowy", nie chciałem dołączać go tutaj bo to Twoja opowieść.

Link do odpowiedzi