anuluj
Pokazywanie wyników dla 
Zamiast tego wyszukaj 
Czy miało to oznaczać: 

Dołącz teraz - stań się częścią naszej społeczności!

W odpowiedzi na "Słońce dla odważnych i wytrwałych… Pamiętnik"

profile.country.PL.title
piotruso
Znawca

W odpowiedzi na "Słońce dla odważnych i wytrwałych… Pamiętnik"

W nawiązaniu do zaproszenia Mar_Jan kilka słów napiszę o swojej drodze (choć pewnie w archiwach ktoś wytrwały znajdzie moje posty i złożyłby moją historię do kupy).

I jeszcze jedna sprawa. Ja wstawiam swój post w "Luźne rozmowy" bo jednak bardziej mi ten dział pasuje do tego tekstu niż "Porady foto".

 

Kraków

 

Ja również zaczynałem w PRL-u. Może trochę później niż kolega Mar_Jan, był to schyłek minionej epoki ale bardzo dobrze pamiętam jak się zdobywało filmy, cięcie ich z puszki (były kupowane w odcinkach 30 m a do kasety wchodził troszkę ponad metr) czy stosowanie klisz rentgenowskich (bo akurat ktoś gdzieś wyrzucał i można było taniej pozyskać materiał światłoczuły).

Styczność z fotografią miałem dzięki Tacie, który był zapalonym fotografem amatorem. Fotografował wtedy aparatem Zorkij 4, odbitki robił wieczorami w łazience (czy nawet nocami aby nie utrudniać życia mieszkańcom blokując pomieszczenie). Często mu towarzyszyłem, dopytywałem się i chciałem sam spróbować.

Na Pierwszą Komunię Św. W prezencie dostałem aparat: Druch Synchro (opis w poście Mar_Jan). Dla mnie najważniejsze było, że można robić nim zdjęcia i jest to mój aparat. Gdy udało mi się zaoszczędzić czy wyprosić kilka groszy leciałem do kiosku pod blokiem i kupowałem filmy średnioformatowe (wtedy były takie czasy, że filmy można było dostać w kiosku ruchu). Oczywiście były to filmy czarno – białe naszej rodzimej produkcji czyli firmy Foton. W wywoływaniu i robieniu odbitek pomagał mi Tata bo był to proces o wiele trudniejszy niż fotografowanie aparatem Druch (dwa czasy – 1/50 i B, dwie przysłony F:8 z symbolem chmurek i F:16 z symbolem słońca) i … olbrzymia tolerancja negatywu na błędy ekspozycji. Tak naprawdę przy wykorzystaniu tych wartości naświetlania i włożeniu troszkę pracy w ciemni można było uzyskać odbitkę, na której było coś widać co w tamtych czasach było ogromną radością.

 

Kraków  aula

 

Kolejne lata to czasy liceum, czasy wyjazdów w różne, nieznane mi rejony Polski. A ponieważ były to nowe widoki więc i fotografowania było dużo. Tata dał mi swoją Zorkę. On już nie fotografował, nie bawił się w ciemnię, teraz ja zacząłem okupować łazienkę (najpierw wieczorami a potem nocami). Miałem więc aparat małoobrazkowy (36 lub więcej klatek na jednym filmie) z wymiennymi obiektywami. I tu zaczęła się moja przygoda z komisami foto a potem słynną giełdą fotograficzną w Stodole (żaden z moich obiektywów aż do dnia dzisiejszego nie został kupiony w sklepie, zawsze był to sprzęt używany. I nie to, że nie chcę nowego, po prostu nie było mnie na nowy sprzęt stać). Za uciułane pieniądze kupiłem sobie teleobiektyw 135 mm a potem szerokokątny 35 mm. Zaopatrzyłem się też w światłomierz Swierdłowsk 4 (zaletą jego był pomiar światła padającego i światła odbitego). No i zacząłem fotografować podczas wydarzeń szkolnych, na różnych imprezach (czy to oficjalnych czy prywatnych). Zawsze przez wszystkich byłem kojarzony z aparatem fotograficznym.

 

Targi FVF

 

Wystawa kotów

 

W kolejnych latach nastąpił „rozwój” albo „wysyp” sprzętu na naszym rynku. Aparaty stały się popularne, coraz więcej było sprzętu z za Zachodniej granicy ale nadal był on drogi. Więc zbierałem pieniądze i fotografowałem Zorką (mimo, że wiele osób wokół mnie miało już lustrzanki i zachwalało ich zalety). Nadszedł wkrótce czas i na mnie. Zacząłem pracę i mogłem sobie pozwolić na zakup używanej lustrzanki. Najpierw była Minolta Sp xi (miała przewagę nad porównywalnymi, przynajmniej cenowo, aparatami konkurencji, że miała pomiar światła punktowy). Potem kupiłem Canona EOS-100 i kulka obiektywów, pojawiły się nawet jakieś zlecenia od znajomych aby fotografować na ich ślubach. Przyszedł czas i na mnie. Życie we dwoje to spory wydatek więc musiałem pozbyć się części sprzętu. Za Canona otrzymam więcej pieniędzy a że nie fotografuję profesjonalnie to … sprzedałem Canona i obiektywy a za cząść pieniędzy kupiłem Minoltę 7000 AF (Minoltę Sp xi podarowałem wtedy mojej dziewczynie – obecnej Żonie – też zapalony fotograf amator). Po paru latach wymieniłem Minoltę 7000 AF na Minoltę 600 si Classic.

 

Makro

 

Z tamtymi czasami kojarzy mi się jeszcze to, że fotografowałem głównie na slajdach (negatywy kolorowe dla mnie to był materiał głównie na zlecenia bo ze ślubów czy innych eventów, ludzie chcieli mieć odbitki a taniej, prościej i lepiej jakościowo można było uzyskać odbitkę z negatywu). Materiał pozytywowy nie wybaczał błędów, musiał być idealnie naeksponowany, nie było możliwości kadrowania przed prezentacją. Ale sama prezentacja to było prawie misterium. Wieczorem (aby było ciemno), zasłonięte okna, ustawiony rzutnik i ekran (a w początkowych latach prześcieradło zawieszone na ścianie). I te kolory nasycone, i te kontrasy. Cudownie. Oczywiście materiały kupowane były na giełdzie. Ale dostęp był już do praktycznie wszystkich znanych marek i rodzajów materiałów. W międzyczasie miałem powrót do fotografii średnioformatowej i aparat Flexaret VI (moim niespełnionym do dnia dzisiejszego marzeniem był / jest aparat Mamiya 6) bo slajd rzucony na ekran z takiego formatu robił wrażenie. Aby dobrze naświetlać slajd zakupiłem również światłomierz „profesjonalny” Minolta Autometer III z nasadką 5 stopni do pomiaru światła odbitego.

Tatry

 

Morze

Przed fotografią cyfrową „broniłem się” dość długo. Najpierw twierdziłem, że technika cyfrowa nie oddaje tego, jak wygląda slajd, potem, że technika cyfrowa zwalnia z myślenia, upraszcza proces fotografowania, potem, że to grafika a nie fotografia (w dobie zachłyśnięcia się, że wszystko można zrobić / poprawić na komputerze). No i argument, że lustrzanki są jeszcze nieosiągalne dla amatorów, są zbyt drogie.

Wszyscy wokół mnie fotografowali już „cyfrą”, oddawali zdjęcia na płycie czy odbitki na drugi dzień a ja prosiłem, żeby ludzie poczekali na efekty. No i wypadłem „z rynku”. Nikt już nie przychodził do mnie z prośbą o zdjęcia z eventów czy uroczystości. A że nie było to źródło mojego dochodu to niespecjalnie zabiegałem o zlecenia, o powrót „do branży”. Zresztą nigdy się nie reklamowałem, nie zabiegałem o klientów, nie miałem wizytówki „fotograf” czy „fotograf ślubny”. Zlecenia zawsze dostawałem „z polecenia”, przez pocztę szeptaną czy też ktoś widział, że fotografuję np. na weselu więc podchodził, pytał o cenę i z tekstem „bo ja za trzy tygodnie mam ślub i też chciałbym / chciałabym mieć zdjęcia” mnie zatrudniał. A na moje wątpliwości typu „proszę się wstrzymać i zobaczyć choć efekty mojej pracy u tych znajomych, na weselu których Pan / Pani się bawi” padała odpowiedź „Jest / będzie dobrze, przecież robi Pan zdjęcia”. Jedynie było mi smutno, że moje zdjęcia nie są tak dobre, żeby obronić się treścią przed ilością i szybkością zdjęć z aparatów cyfrowych (ja oddawałem do 80 odbitek plus negatywy – po tygodniu, koledzy ok. 200 odbitek plus 1000 zdjęć na płycie CD jak również film zmontowany ze zdjęć – po dwóch dniach a zdarzało się, że płyta była przygotowywana w samochodzie przed domem weselnym i oddawana na zakończenie wesela). Aż przyszedł taki dzień, że przeczytałem ogłoszenie, że ktoś sprzedaje Sony A200 lekko używany w dostępnej dla mnie cenie. No to kupiłem. Fotografowałem nim kilka lat poznając techniki fotografowania cyfrowego i ucząc się programów do obróbki zdjęć.

 

AirBaltic

 

Małopolski Piknik Lotniczy

 

Obecnie posiadam swój drugi aparat cyfrowy Sony A580. Też ma już kilka lat i migawka sporo cykli za sobą. Rozglądam się za następcą ale dzisiejsze ceny sprzętu trochę studzą mój zapał do fotografii. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

 

Legionovia - Developres SkyRes

 

BellArto Cheerleaders

 

P.s.

Nie przywiązujcie się do zdjęć, które w tym poście się pojawiły. One nie odnoszą się do poszczególnych fragmentów wśród których się znalazły, do czasów opisywanych ani do konkretnych aparatów (często nie pamiętam z jakiego aparatu pochodzi które zdjęcie, w erze analogu nie było plików EXIF ani nie zapisywałem konkretnego modelu aparatu, jedynie nr. negatywu zgadza się z nazwą / nr. katalogu, z którego pochodzi skan). 

Aby wyjaśnić, rozjaśnić to zdjęcia cz-b to skany z materiałów czarno - białych a nie odbarwiane zdjęcia kolorowe, zdjęcia z Krakowa (zdjęcie 1 i 2) najprawdopodobniej Zorkij 4, zdjęcie tancerki hiszpańskiej, zdjęcie z wystawy kotów jak również zdjęcie gałązki wierzby to Minolta 600 si Classic (zdjęcie kolorowe do diapozytyw), zdjęcia w kwadracie (znad morza i z Tatr) to zdjęcia na diapozytywie z Flexareta VI, 4 ostatnie zdjęcia to Sony A580.

2 ODPOW. 2
profile.country.PL.title
Sony_Poland_Team
Community Team

:thumbsup::thumbsup:

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Jak na „zwierzę techniczne” piszesz całkiem z uczuciem. W Twoich słowach chyba wyczułem pewne emocje, jakie towarzyszyły Ci podczas ekspresowego pisania wspomnienia. I nic dziwnego. Nasze drogi zaczynały się podobnie. Z Twoich słów łatwo odczytuję, że do swojej przeszłości fotograficznej masz wielki sentyment, szczególnie, że miałeś wspaniałego mentora, swojego ojca. Później szybko dojrzewałeś, jako fotograf, mający (jak się wydawało z treści) poważne cele, podczas gdy ja skupiałem się przez długie lata na fotografii „spacerowej”. Ale nasze spojrzenie na przeszłość, a zwłaszcza dostępność sprzętu w dawnych czasach jest w zasadzie podobne. No i słynny Synchro Druh, to nasza wspólna legenda. Dzisiejsi młodzi mogą to odbierać tak, jak historię o dinozaurach.

 

Co do zdjęć wstawionych do postu, to widać, że wykonało je wprawne oko. I nie Druhem…

Wrażenie ogólnie - wspomnienie uświadamia, że wyszło spod ręki osoby, która pisząc, ponownie to wszystko przeżywała, jakby oczami pamięci podczas pisania na to patrzyła. Świetnie wyszło.

 

Odniosę się jeszcze do Twojej uwagi o lokalizacji postu. Mnie, miejsce lokowania moich wpisów, tj. w dziale „Porady foto i video”, także niezbyt pasuje, ale co zrobić. Formuła  Forum nie przewiduje oddzielnego działu dla wspomnień, czy jakiejś odmiany indywidualnego bloga. A szkoda. Zwróciłem na ten temat uwagę już kilka miesięcy temu u początków mojej „twórczości”, ale dowiedziałem się, że tak, jak jest, to jest dobrze i dyskusji już nie było. Zacząłem więc wstawiać swoje wspomnienia, czasem rzeczywiście mające charakter poradnikowy, na Poradach - i tak już zostało. Sądzę, że wysyp moich publikacji w tym miejscu, z czasem spowodował u ich odbiorców przyzwyczajenie do szukania ich właśnie tu, a nie gdzie indziej. I ostatecznie można się uprzeć, że wpisy o charakterze wspomnień też w pewnym sensie są typem poradnictwa, bo pokazują, jaki użytek można zrobić z aparatu fotograficznego, gdy się jest jego pasjonatem. A już takie teksty pamiętnikarskie szczególnie.

 

Dziękuję za reakcję na mój Pamiętnik. A spełniając obietnicę, opublikuję (oczywiście na Poradach) kolejny odcinek mojego serialu egipskiego. Ten będzie o Aleksandrii. Sporo zdjęć.