anuluj
Pokazywanie wyników dla 
Zamiast tego wyszukaj 
Czy miało to oznaczać: 

Dołącz teraz - stań się częścią naszej społeczności!

Mój Sony ILCA-68, czyli od analogu do cyfry - opowiadanie

profile.country.PL.title
Mar_Jan
Doradca

Mój Sony ILCA-68, czyli od analogu do cyfry - opowiadanie

Gdy zostałem ostatnio poproszony przez Community Team o podzielenie się ze Społecznością moimi spostrzeżeniami i doświadczeniami dotyczącymi tego produktu, postanowiłem przygotować coś do publikacji na tym forum. Choć jednocześnie mam świadomość, że mój opis może nie będzie zgodny z jakimś wzorcem pisania recenzji, postanowiłem jednak napisać tak, jak umiem. Subiektywnie, ale i od serca. Ot, takie sobie po prostu opowiadanie, jak było z moimi aparatami fotograficznymi epoki cyfrowej. Nie mam ambicji bycia ekspertem. Opiszę, zatem, moje osobiste doświadczenia z aparatami, z którymi zetknąłem się w historii mojego fotografowania cyfrowego. Jeśli to, co napiszę, pomoże choćby tylko jednej osobie podjąć samodzielną decyzję o wyborze obiektu zakupu, będzie to oznaczać, że warto było poświęcić temu pisaniu czas.

 

A zatem Sony ILCA-68

(wolę jednak brzmienie tradycyjne, jako Alfa-68/Alpha-68, lub w skrócie A-68).

 

Używam go już ok. 10 miesięcy. W tym czasie wykonałem nim w przybliżeniu piętnaście tysięcy zdjęć. Mam do niego kilka obiektywów na różne okazje. Ale dlaczego wybrałem ten model? Odpowiedź na to pytanie nie będzie krótka, bo wymaga sięgnięcia do początków historii moich cyfrówek. Gdyby, bowiem, nie te pierwsze cyfraki, to, kto wie, czym dziś fotografowałbym - i nie mógłbym wykluczyć, że moim spotkaniom z przyrodą nie towarzyszyłyby dziś wędki na ryby, miast aparatu fotograficznego. Ale to właśnie wieloletnie doświadczenia z dawniejszymi cyfrówkami przyniosły mi wiedzę, której brakuje wielu początkującym fotoamatorom, chcącym zacząć jazdę od razu na wysokim koniu.

 

I chwila historii

 

Moje pierwsze trzy aparaty cyfrowe (ale nie Sony), które pojawiły się w moim domu, to kompakty o różnym stopniu zaawansowania. Już tylko przejście z obrazów analogowych na cyfrowe było tak ogromnym przeskokiem w jakości obrazów, że początkowo wszystko co cyfrowe jawiło się wręcz jako doskonałe. Do czasu. A, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to po pewnym czasie poczucie niedosytu zaczęło rosnąć. To, co w starszych aparatach i w pochodzących od nich obrazach cyfrowych początkowo nie raziło, po jakimś czasie zaczęło tak uwierać, że stało się motorem moich poszukiwań. No cóż, to właśnie postęp techniki stał się odpowiedzią na ten wzrost apetytu. Niedoskonałości w postaci niedoborów zakresu ISO, szumów w obrazach i niedosyt w obszarze ustawień balansu bieli, to tylko najbardziej utrwalone w mojej pamięci powody, dla których zacząłem rozglądać się za nowym sprzętem. Z kilku marek dostępnych na rynku musiałem dokonać wyboru tak, aby po pierwsze przejść od razu na wyższy poziom techniki cyfrowej, a po drugie, pożądanym było, aby obiekt wyboru skupiał w sobie możliwie wszystko, czego potrzebowałem. Zbyt dużo zajęłoby miejsca wyliczanie wszystkich moich podchodów, grunt, że na koniec padło właśnie na Sony i…. Alfę-37.

 

Dlaczego Sony i dlaczego Alfa-37?

 

W lustrzankach firma Sony oferowała jednocześnie wbudowany HDR, zapis RAW, poważny poziom ISO, seryjny zapis wieloklatkowy lepszy niż konkurencja, wiele trybów i opcji ustawień, ulubione przeze mnie proporcje boków zdjęć i klatek filmów oraz filmy w AVCHD. Natomiast wybór modelu Alfa-37 spośród innych modeli Sony był kompromisem, bo miałem wtedy chrapkę na wyższy model „soniaka”, ale ograniczone zasoby finansowe, jakie mogłem przeznaczyć na ten cel, „pomogły” mi w podjęciu decyzji.

 

W salonie, gdzie potem dokonałem zakupu, najpierw przetestowałem fotografowanie z różnymi ustawieniami. Chodziło m.in. o porównanie efektów szumów na różnych poziomach ISO ze starszymi moimi aparatami. A gdy podgląd efektów na domowym komputerze potwierdził mi, że obrazy z A-37 biją tamte na głowę, mogłem uznać, że zapowiadana w opisach jakość zdjęć nie jest naciągana. I tu po raz pierwszy doświadczenie z moimi wcześniejszymi cyfrakami przyszło mi z pomocą, bo nie miałem przecież jakichś uniwersalnych mierników oceny, a jedynie ocenę subiektywną, ale też w końcu cenną.

 

Alfą-37, do chwili zakupu Alfy-68, ustrzeliłem około 24 tysięcy zdjęć i do dziś ją używam, choć rzadziej, bo przeznaczyłem ją do zadań specjalizowanych.

 

Czas, w którym osiągnąłem wynik 24 tysięcy zdjęć, był czasem poznawania możliwości aparatu i jego technologii. Rzeczywiste „problemy” sprowadzały się do tego, że na JPG-ach miałem sporo roboty korekcyjnej, związanej z jakością struktury obrazu na wyższych ISO, nawet po włączeniu odszumiania w aparacie. Podobnie z  balansem bieli. Na JPG-ach musiałem często regulować w WB ustawienie punktu na skali kolorystycznej. RAW-y oczywiście omijały ten problem, z tym, że tylko połowicznie, no, ale w owym czasie zdjęcia w RAW-ach nie miały absolutnego monopolu w moich sesjach, więc problemy z balansem bieli w JPG-ach miały swoją wagę. Marzył mi się więc aparat, który na tyle poprawiłby swój własny automatyczny WB, aby nie było za każdym razem potrzeby, albo regulowania punktu koloru w aparacie w przypadku JPG-ów, albo, aby nie było potrzeby stale używać suwaków WB w programie korekcyjnym w przypadku RAW-ów. Nie bardzo wiedziałem, czy w ogóle mam szanse rozgryźć temat od tej strony. Zazwyczaj zawodowi fotografowie bazują głównie na RAW-ach, a JPG-i mają chyba w lekkiej pogardzie, a ja przecież lubię i jedne, i drugie. Choć różnie z tym bywało.

Rozpocząłem szperanie po informacjach internetowych w nadziei, że znajdę coś, co pomoże poszerzyć moje horyzonty o aktualnej produkcji.

 

Ciepło, cieplej, gorąco!

 

No, właśnie. Informacje w internetowych foto-serwisach opiniotwórczych krajowych i dalszych, recenzje, chwalące nowy model „soniaka”, ILCA-68, za jakość obrazu, były czynnikiem dla mnie bardzo ważnym. Alfę-68 postrzegano, jako następcę A-58, któremu dodano niektóre elementy wyposażenia zastosowane w aparatach z wyższej półki. W tym momencie nie mogłem także pominąć faktu, że wraz z Alfą-37 miałem już w tym czasie cztery różne obiektywy (z mocowaniem A). Wchodzenie w inny system mocowania nie miałby uzasadnienia ekonomicznego. Obiektywy tanie nie są, a ILCA-68 należała do tej samej rodziny. Przy wyborze nowego modelu musiałem ponadto uwzględnić fakt, że ja często „poluję” w mrocznych przestrzeniach, gdzie albo flesza użyć nie można, albo jego użycie nic nie daje, a statyw też nie wchodzi w grę. Bardzo wysoki poziom ISO (do 25600), jaki Alfa-68 pozwala użyć w skrajnych warunkach niedoboru światła przy fotografowaniu „z ręki”, był dla mnie ogromnie ważny. Poziom ISO 16000, jakim dysponowała Alfa-37 czasami już nie wystarczał. Mocnym, choć nie najważniejszym argumentem przy wyborze A-68 stały się filmy w bardzo wysokiej jakości. Moje główne oczekiwanie skupiało się jednak zdecydowanie na znaczącej poprawie jakości obrazu. Lektura anonsów prasowych wskazywała mi cel. Wszystko w teorii zapowiadało się dobrze, ale nie chciałem podejmować decyzji w ciemno. I znowu, jak poprzednio, w jednym ze sklepów udało mi się wykonać na mojej karcie serię zdjęć testowych z zastosowaniem różnego ISO i WB - tak na JPG-ach, jak i na RAW-ach. I rzeczywiście, pochwały prasowe okazały się zasłużone. Kupiłem. Oczywiście, zasoby finansowe, jakie mogłem włożyć w ten zakup, także miały swoje znaczenie przy wyborze modelu.

 

ILCA-68, czyli: Bingo!

 

Nie ma sensu opisywać wszystkiego, co stało się moim udziałem w tym modelu, bo dużą część tego musiałbym powtórzyć za Alfą-37, a mianowicie to, co legło u podstaw wyboru w ogóle marki Sony przed kilku laty. Opisałem to już wyżej.

 

Poprawa struktury obrazu w JPG-ach oraz balansu bieli w A-68, w relacji do Alfy 37, jest wyraźna. Powiem teraz coś, co zawodowcy prawdopodobnie przyjmą ze grymasem niedowierzania, lub wręcz dezaprobaty. Ale zastrzegam, że to moje osobista ocena na oko. A inni mogą mieć inne oko. Otóż postęp, jaki dostrzegam, wyraża się m.in. tym, że w Alfie-68 zdjęcia wykonane na wysokich ISO lepiej wyglądają w JPG-ach prosto z aparatu, niż RAW-y po odszumianiu programem komputerowym (używam RawTherapee). Proces wewnętrznej aparatowej obróbki zdjęcia w JPG-u - usunął w zasadzie niemal całkowicie chrominancję szumu (w każdym bądź razie ja nic nie zauważyłem, aby coś pozostało). Pod dużym powiększeniem dostrzegam tylko strukturę drobnego piaseczku, jakby szczątkowej, nieregularnej luminancji, którą można się starać ewentualnie zoptymalizować. Jedynie w krańcowym zakresie ISO (25600) obraz staje się nieco „kłaczasty”, ale jak zauważyłem jedynie w najciemniejszych punktach obrazu. No, ale coś za coś, bo fotografia, to przede wszystkim światło, a podwyższanie poziomu ISO światła całkiem nie zastąpi.

 

No i rzecz z podręczników, więc nie odkryję tu prochu: Czyli, że najlepsze jakościowo zdjęcia wychodzą zawsze przy najniższym ISO. Te szalone zakresy są tylko ratunkiem w ekstremalnych niedoborach światła przy fotografowaniu z ręki, ale gdy są, mogą się okazać fundamentem wykonania zadania. Trudno oczywiście mówić o wysoce artystycznym poziomie zdjęcia strzelonego przy ISO 25600, ale dokument dzięki temu poziomowi ma szanse się udać. Fotografowanie w mrocznych niekiedy przestrzeniach w budynkach, w muzeach, czy np. starych kościołów, meczetów, wymaga często wysokiego ISO, gdy nie wchodzi w grę użycie lampy błyskowej, lub statywu. I dlatego Alfa-68 tak dobrze pasuje do tej części mojego profilu fotografowania. Jeszcze jedna uwaga. Staram się unikać permanentnego ustawiania ISO na auto. Ale jeśli już muszę, to mogę ustawić dowolnie jego maksymalną wartość graniczną, której aparat nie może przekroczyć. To ciekawa cecha ustawień „bezpieczeństwa” zdjęć Alfy-68, której w Alfie-37 nie ma, wspomagająca optymalnie rozstrzygnąć dylemat: zdjęcie poruszone, czy „zakłaczone”.

 

Druga ważna rzecz, której znaczną poprawę zauważyłem, dotyczy automatycznego balansu bieli. Fotografując poprzednio używanymi aparatami cyfrowymi, przyzwyczaiłem się, do tego, że automatyczny balans bieli rzadko kiedy dawał efekty precyzyjnego trafienia, skutkiem czego późniejsze korekty były niezbędne. Ale przekonałem się, że w praktyce ustawienia WB, dedykowane określonym rodzajom oświetlenia, też nie zawsze sobie dobrze radziły. Kwestia RAW, czy JPG nie rozwiązywały problemu. Korekty były potrzebne albo w aparacie (opcja JPG), albo w programie komputerowym (opcja RAW). Ale w Alfie-68, a szczególnie zaobserwowałem to na przykładzie zdjęć plenerowych (około połowy owych 15 tysięcy), po ustawieniu automatu (dla WB), praktycznie nie mam czego poprawiać. Jednocześnie ani razu nie musiałem grzebać w podrasowywaniu balansu bieli w aparacie w jakiejkolwiek opcji dedykowanej, mając na uwadze korekty punktu kolorystycznego. W Alfie 37 zdarzało mi się to stosunkowo często. Skupiając się na opisach kwestii efektów używania automatycznego balansu bieli (AWB), chcę zaznaczyć, że z innych ustawień, niż automat, nie zrezygnowałem i stosuję je nadal. Z formatu JPG, mimo, że mocno eksploatuję także RAW, wynika, że dobre funkcjonowanie balansu bieli w aparacie jest dla mnie bardzo ważne. Opcje balansu stosuję stosownie do okoliczności, ale jednocześnie automatu nie traktuję, jako wynalazku tylko dla początkujących. W trakcie sesji plenerowych często miewam zmianę kierunku fotografowania w stosunku do kierunku promieni słońca, raz są chmury, a za chwilę ich nie ma, jedne zdjęcia wykonuję w terenie otwartym, a za chwilę wchodzę w cień lasu. Jednym słowem warunki oświetlenia co chwila inne i nie uśmiecha mi się nieustannie wachlować ustawieniami. W tej sytuacji A-68 z automatem radzi sobie świetnie.

 

Konkluzja. Sam jestem zdziwiony, że wraz z modelem Alfa-68 do większych łask wrócił u mnie format JPG, choć ani z JPG-ów nie rezygnowałem wcześniej, tak jak z RAW-ów nie zrezygnowałem obecnie.

 

Ale Alfa-68, to nie tylko lepsza, niż w moim starszym „soniaku”, jakość zdjęć. To także nadal dobra ergonomia. Bardzo szybko przyzwyczaiłem się do nowego rozmieszczenia przycisków. A niektóre z nich, odpowiadające za opcje często używane, umieszczone zostały wygodniej niż poprzednio miałem to w A-37. No, ale to uwaga zupełnie subiektywna, wymagająca porównania z innymi modelami aparatów w ogóle. Pokrętło wyboru rodzaju pracy zostało wyposażone w przycisk odblokowania, co zapobiega przypadkowemu przestawieniu wybranego trybu. Dobrze, że w tym modelu rozdzielono komorę akumulatora i miejsca na kartę pamięci. Wymieniając akumulator w terenie nie muszę odsłaniać karty – lub odwrotnie. W Alfie-37 obie rzeczy znajdowały się pod wspólną pokrywą. A pokrętło trybu pracy nie miało blokady.

 

I to by było, tak po krótce, wszystko na tę chwilę.

1 ODPOWIEDŹ 1
profile.country.PL.title
Sony_Poland_Team
Community Team

Zachęcamy do dzielenia się opiniami.

 

Pozdrawiamy, zespół Sony